O nas
Pasjonaci, bibliofile, mole książkowe - można nazywać nas na wiele sposobów. Łączy nas jednak wspólna miłość, jaką jest czytanie. Sięgamy po dzieła z wszystkich możliwych gatunków i dyskutujemy nad nimi przy ciepłej herbacie i jeszcze cieplejszej atmosferze.
Kontakt: w.swiecie.literatury@gmail.com
Kontakt: w.swiecie.literatury@gmail.com
Popular Posts
Etykiety
fantasy
(8)
konkurs
(12)
literacki
(4)
literatura zagraniczna
(1)
polska literatura
(1)
prace konkursowe
(2)
recenzja
(5)
sensacja
(1)
twórczość
(8)
wgryźsięwtemat
(2)
wyniki
(1)
Obsługiwane przez usługę Blogger.
piątek, 25 kwietnia 2014
PROLOG
Małe miasteczka często niosą za sobą przedziwne historie,
historie, których często nie da się wyjaśnić. W przypadku Neliwill zasada ta
sprawdzała się doskonale, wśród mieszkańców krążyły pogłoski, że na placyku za
kościołem pojawiają się czasami ludzie odziani w czarne peleryny. W barze nawet
wymyślono już kilka teorii, co to za ludzie, oczywiście wszystkie były nie z
tej ziemi. Jedni mówili, że to kosmici, inni, że przybysze z przyszłości i
wiele innych. Całe miasteczko było raczej zacofane, biorąc pod uwagę, co się
działo w dalekim świecie. Oczywiście były tutaj: supermarket, kino i nawet
kilka nowoczesnych kawiarni, takich, w których kawa robi się za naciśnięciem
guzika, a ekspedienci podają tylko zamówienia i zabierają zapłatę. Oczywiście,
i tak było to mało i można powiedzieć, że całe miasteczko technologicznie było
daleko w tyle za cywilizacją. W takim właśnie miejscu ciepłego sierpniowego
dnia roku 2083 urodził się Alex.
Posiadał mnóstwo energii, wszędzie było go pełno. Nie raz zdarzało się, że
sąsiad odstawiał go za „kołnierz” do domu za jeżdżenie na x-rexie; pospolita zabawka dla dzieci w tych
czasach, taki jakby mechaniczny pies lub inny zwierzak wielkości lekko
obniżonego motoru np.: Hondy. W miarę jak chłopiec dorastał stawał się coraz
bystrzejszy i mądrzejszy. Nauka przychodziła mu z łatwością, miał dobre oceny w
szkole, chociaż czasami zdarzało się, że nauczyciele się skarżyli na jego
wyskoki, które pomimo tego, że był już starszy, nie zniknęły nawet na moment. Oprócz
tego dookoła niego zaczęły dziać się dziwne rzeczy, których nie rozumiał nikt z
jego otoczenia. Gdy był zdenerwowany albo zły i dotykał różnych rzeczy
potrafiły po prostu rozpłynąć się w powietrzu lub pojawić się kilka metrów
przed nim. Ale wszystko dopiero miało się zmienić w 16 urodziny Alexa.
ROZDZIAŁ
I
- Alex, wstawaj zaraz będą goście, a
ty się nawet nie pofatygowałeś na dół leniu patentowany!
- Dobra
mamo, za pięć minut. Tylko nie krzycz, bo całe osiedle cię usłyszy.
Trzeba
dodać, że Alex nie znosił wstawać rano. Dotyczyło to każdego dnia bez wyjątków,
ponadto w weekendy nie było mowy, żeby wstał przed 12. Nie można też nie
wspomnieć o młodszym bracie Alexa, Maxie. Mały urwis nasłany na śpiącego przez
mamę wskoczył na łóżko i zaczął po nim skakać a nawet krzyczeć.
– Alex,
Alex wstawaj, no wstawaj, ja chcę się bawić! Zaraz będzie ciocia Gwen i wujek
Erl.
Maluch
potrafił być czasami strasznie upierdliwy jak mawiał Alex, jak prawie każde
dziecko w wieku ośmiu lat. Śpiący chłopak w końcu nie wytrzymał i wstał
przecierając oczy. Alex był szczupły, wysoki, miał niebieskie oczy po mamie i
kruczoczarne włosy po swoim ojcu. Max natomiast miał blond włosy po matce i
takie same niebieskie ogromne oczy, z tą różnicą, że był podobny do małego
pulpeta. Gdy maluch odczepił się i wyszedł z pokoju, Alex ubrał się w niebeską
koszulę i jeansy, a potem zszedł na dół.
- Mamoooo!
Co jest na śniadanie? Jestem głodny.
-
Jajecznica, masz na stole! - odpowiedział głos z kuchni. Mama Alexa miała blond
włosy sięgające do łopatek i wspomniane wcześniej niebieskie oczy. Nosiła
okulary na delikatnie zarysowanym nosie i często się śmiała.
- Dzięki.
O której będą wujek i ciocia?
- Około
dwunastej, czemu pytasz? – spytała Angelika, bo tak właśnie miała na imię.
- Tak po
prostu. Chociaż chciałem wiedzieć, kiedy mam uciekać od całusów cioci – zaśmiał
się, po czym zaczął jeść z zapałem jajecznicę, jakby zaraz miała uciec z
talerza i schować się co najmniej do mysiej dziury.
- Nawet
sobie nie żartuj, twoja ciotka by mnie zastrzeliła wzrokiem, gdyby jej ulubiony
siostrzeniec nie został w domu. Podobno mają dla ciebie coś specjalnego, co
przechowywali na tę okazję już od wielu lat w rodzinie wuja.
- Oby to
nie były jakieś starodawne skarpety. – Tym razem śmiali się oboje, a potem mama
poszła odpocząć, a Alex zajął się sobą. Godzinę później na podjazd wjechał
srebrny Lexus wersji exclusive, z którego wysiadło wujostwo. Gdy dotarli do
domu, na powitanie dosłownie wyleciał uśmiechnięty Max i mocno uściskał wujka i
ciocię, potem przywitali się Alex i Angelika. Taty nie było w domu, musiał
pojechać, jeszcze przed tym jak Alex wstał, do pracy. James miał wrócić za
kilka godzin. Gdy wszyscy usiedli na swoich ulubionych miejscach przy stole,
wujek zajął fotel, Alex obijane krzesło, ciocia z mamą sofę, a Max miejsce na
kolanach u mamy, zaczęły się rozmowy.
- No więc,
jak czuje się nasz szesnastolatek? – zapytała ciocia, spoglądając na pudełko
leżące obok talerza, które chwilę temu wyjęła z torebki.
- Raczej
nie ma żadnej różnicy, ciociu naprawdę, no chyba, że bierzemy pod uwagę to, że
ktoś nie dał mi się wyspać - spojrzał wymownie na Maxa, który natychmiast
zaczął się śmiać.
- Max, tak
nie wolno. - Matka zganiła malucha, po czym zapytała.
– Co u
was, jak firma, co nowego w szerokim świecie? – ciocia na chwilę się zamyśliła,
a potem odpowiedziała.
- Całkiem
dobrze, raczej po staremu, wszyscy zdrowi, a firma jak firma, jak zarabia to
jest dobrze, jak nie, to nie i tyle. Co do świata, to nie mieszamy się za
bardzo, więc nie jestem Ci w stanie dużo opowiedzieć, moja kochana.
- No
dobrze, to może później o tym porozmawiamy.
- Chyba
czas na prezent, co myślisz Erl?
- Tak
chyba już czas – odpowiedział zamyślony wujek, tego dnia w ogóle był jakiś
małomówny, jakby się nad czymś ciężko zastanawiał.
- Alex, podejdź
no do cioci. Przecież cię nie ugryzę kochaneczku - Alex lekko się zaczerwienił,
ale nie dał po sobie nic poznać. Podszedł do cioci i popatrzył ciekawie na
czarne pudełko, w sumie od początku ciekawiło go, co tam może być. Gwen
otworzyła pudełko i wyjęła z niego srebrny łańcuszek, w miarę gruby, z ładnie
oprawionym także w srebro czarnym kamieniem. Kamień nie był sztuczny, ale
Alexowi wydał się jakiś dziwny i tak jakby w środku coś było, ale miał
pewności. Medalik podobał mu się, cieszył się z tego prezentu w głębi duszy i
dziękował, że to nie były żadne skarpety.
- Jeżeli
chcesz, to ci go założę - powiedziała ciocia, widząc zainteresowanie na twarzy
chłopca.
- Jeżeli
będziesz tak miła ciociu, naprawdę bardzo mi się podoba. Jest taki… oryginalny
– powiedział z uśmiechem. Ciocia po chwili założyła i zapięła łańcuszek, mama powiedziała, że jej też bardzo się
podoba, a wujek dalej był pogrążony w myślach i Alex postanowił później
zapytać, co się stało. Po prezentach był czas na deser. Prócz naszyjnika Alex
dostał jeszcze całkiem nowoczesny zegarek z dostępem do Internetu i od taty,
który wrócił właśnie z pracy, niespodziewanie nowego laptopa, o który zawsze
prosił rodziców. Gdy wszyscy już zjedli i mama wypytała ciocię dokładnie o
wszystko, co się dzieje, przyszedł czas na pożegnanie. Alex kompletnie
zapomniał zapytać wuja czemu tak się zachowywał i mało rozmawiał, ale nie było
już czasu. Wujostwo pojechało do domu, a domownicy posprzątali i usiedli
jeszcze na chwilę w salonie. Po krótkiej chwili Max zaczął bawić się z tatą, a
Alex zapytał mamy.
- Myślisz,
że w szkole się spodoba, w ogóle, co to może być za kamień w środku?
- O tym
czy się spodoba musisz się sam przekonać, jak już będziesz w szkole, a jeżeli o
kamień chodzi, to chyba onyks. Jest jednak pewna różnica, żaden kamień nie
powinien mieć takiej poświaty, ale pewnie to taki efekt. Jest piękny.
- No
dobrze, więc może już czas spać. Dobranoc wszystkim - powiedziała mama i
ucałowała chłopców w czoło i poszła do sypialni, a za nią tata. Dzieci chwilę potem
poszły do swoich pokoi. Max zasnął prawie od razu, a Alex jeszcze chwilę leżał.
ROZDZIAŁ
II
- W nocy
Alex miał sny o miejscach jakby wyjętych z książek baśni i opowieści fantasy,
wszędzie ogromne lasy, trakty łączące miasta. Śnił mu się świat magii bez
technologii ogromnych budowli. Całkiem inny świat. Rano chłopak obudził się
wyspany i jakoś dziwnie zrelaksowany. Z łóżka wstał dopiero o jedenastej, więc
szybko poszedł się wykąpać, ubrał się, zszedł na dół, przywitał ze wszystkimi,
zjadł śniadanie i poszedł do kościoła. Złożyło się akurat tak, że zakapturzeni
ludzie zebrali się za kościołem. Gdy chłopak zbliżył się nagle, wszystkie osoby
w czarnych płaszczach spojrzały na Alexa i zaczęły iść w jego stronę, było ich
dziewięcioro. Alex bojąc się, że chcą mu coś zrobić, znacznie przyśpieszył, ale
było za późno, bo postacie już go otaczały szerokim kołem. Po chwili jedna z
tych osób weszła do koła i zdjęła kaptur. Był to szczupły wysoki mężczyzna z
twarzą poznaczoną bliznami. Największą miał na lewym policzku, rozciągała się
od kącika ust, aż po początek ucha. Miał bujne, ciemne włosy.
- Nazywam
się Klemir, jestem strażnikiem i przewodnikiem - otaksował Alexa wzrokiem od
stóp do głów, zatrzymał się tylko na chwilę na naszyjniku, po czym zapytał.
- Skąd
masz ten kamień?
- Dostałem
na urodziny od cioci i nie oddam go, jeśli chcesz o to spytać –
hardo odpowiedział
- Nie chcę
go zabierać w żadnym wypadku.
- A więc,
czemu mnie zatrzymujesz? – zapytał nieufnie chłopak.
- Czy
wiesz, że to co nosisz, to nie jakiś zwykły kamień? To kamień cieni – coś nie z
tego świata.
- To
niemożliwe, mama powiedziała, że to onyks. – Ale ku swojemu przerażeniu Alex
zauważył, że kamień dziwnie zaczął pochłaniać światło dookoła siebie. W jednej
chwili na machnięcie ręki Klemira, cała grupa otaczających go postaci, zaczęła
nucić dziwną melodię. Melodię, której nigdy nie słyszał. Kilka chwil później
kamień znów był zwykłym kamieniem, a Alex zarzekał się, że szedł tylko do
kościoła na mszę.
- Naprawdę
nie chcemy Ci nic zrobić - powiedział przywódca.
- Chcemy
tylko, żebyś wiedział, co nosisz na szyi - dodał po chwili i wskazał na jedną z
mniejszych postaci w kręgu. Gdy postać zdjęła kaptur, Alex zobaczył, że
chłopiec który się pod nim krył jest tylko troszeczkę niższy od niego i prawdopodobnie
o góra dwa lata młodszy. Chłopak podszedł do stojących w środku i uśmiechnął
się przyjaźnie. Gdy szesnastolatek przyjrzał mu się zauważył, że stojący przed
nim nosi na szyi taki sam medalik jak on, z tą tylko różnicą, że Alexa był
czarny, a chłopca niebieski. W jednej chwili strach przerodził się w ciekawość,
która musiała zostać zaspokojona.
- Jeśli
pójdziesz z nami to dowiesz się wszystkiego i zaspokoisz swoją ciekawość -
powiedział chłopiec, a po chwili dodał – Jestem Jack.
Alex nie
zauważył nawet, kiedy to się stało, ale szedł już w kierunku furtki kościoła,
gadając z nowo poznanym kolegą, jakby znali się od dzieciństwa. Zupełnie
zapomniał o mszy i o tym, że jeszcze przed sekundą chciał uciec stąd jak
najdalej. Gdy przekroczyli furtkę kościoła, chłopak zauważył, że nie różni się
on z tyłu zbytnio z tym, co można zobaczyć z przodu. Poza małym placykiem, nie
było tu nic, a ściana kościoła była pomalowana na biały kolor, poza jednym
małym punktem, na który widocznie nie starczyło już farby. Zakapturzeni ludzie
ponownie zebrali się w okręgu, ale tym razem zaprosili także Alexa, który
stanął obok chłopca poznanego chwilę temu.
- Co się
teraz będzie działo? - zapytał Jacka.
-
Zobaczysz, ale na pewno ci się spodoba. - Ponownie rozległa się melodia, tym razem
inna niż poprzednio. Jeszcze dziwniejsze było to, że u wszystkich zaczęły lśnić
pod szatami, jak Alex podejrzewał, takie same kamienie, jak jego i chłopca.
Przez chwilę podziwiał cały blask dookoła, patrzył też na swój medalion, który
świecił, jeśli można tak powiedzieć, razem ze wszystkimi. Potem blask pochłonął
wszystko i Alex jakimś cudem znalazł się w przestrzeni, w której nie było
ścian, ani podłogi czy sufitu. Ponadto nie mógł się ruszyć, pomimo to czuł się
bezpieczny. Nawet wtedy, gdy zaczął się do niego zbliżać jakiś czarny kształt.
Gdy stworzenie było bliżej pomyślał, że gdzieś już je widział. Nagle uświadomił
sobie, co właśnie zobaczył, chciał przetrzeć oczy, ale nie mógł. Istota
zbliżyła się na tyle, że chłopak wiedział na pewno, że mu się nie przywidziało.
Przed nim stał w całej swej okazałości czarny smok. Stworzenie z legend i baśni
opowiadanych dzieciom. Stał tutaj tak samo żywy jak Alex. Miał duże czarne
łuski, każda zachodząca szczelnie na siebie jak pancerz, prócz nich miał
wystające białe kolce na grzbiecie i jeden mniejszy na czubku nosa. Skrzydła,
równie imponujące, pokryte były czarną, zwykłą skórą. Ku zdziwieniu
szesnastolatka smok przemówił ludzkim głosem.
- Jestem
strażnikiem kamienia, jestem Shali, jestem smokiem zaćmienia cienia. – Głos był
donośny, wydawało się, że roznosi się wszędzie w tej nicości. Po chwili
milczenia smok po raz kolejny przemówił.
- Czemu tu
przychodzisz ludzkie dziecko?
- Nazywam
się Alex i przyszedłem po odpowiedzi – stanowczo oświadczył, nie wiedząc, czemu
nie boi się smoka.
- A więc
co chcesz wiedzieć Alexie ludzkie dziecko?
- Po
pierwsze gdzie jestem, po drugie, co to za kamień, którego strażnikiem jesteś ?
- Jesteś
wewnątrz Internosu, zwanego kamieniem cienia. Nikt nie wie, co to za kamień
nawet ja, wiem tylko, że został stworzony w czasach, gdy światem władali
wszechpotężni magowie.
- Dobrze,
a teraz trzecie, co zrobić żeby się stąd wydostać?
- Trzem
testom musisz sprostać, odwaga jest prosta, wola to troska, a umysł potęga
zazdrosna. Wybieraj więc, drogi są dwie, wolisz śmierć czy cień? – smok zapytał
i zaśmiał się donośnie. Super, nie dość, że nie może mi odpowiedzieć na
wszystko to mówi wierszem - pomyślał
sobie Alex.
-
Oczywiście wybieram Cień czy testy, jak zwał tak zwał. Powiedz, co mam zrobić.
- Pierwsza
jest próba woli. Co jest ograniczone musi być uwolnione, głęboko zamknięte waży
gram dwadzieścia jeden i jest blisko ciebie.
- A to ci
dopiero nie dość, że smok co gada, do tego wierszem, to zagadki daje, tego
jeszcze nie było - powiedział Alex, a potem zaczął myśleć nad rozwiązaniem, co
w sumie ma uwolnić. „Hym… umysł nie ma przecież wagi. Ciało natomiast waży zbyt
dużo. Ale może dusza !„ – skojarzyło mu się to tylko dlatego, że słyszał o
serii eksperymentów na specjalnej wadze nad umierającymi ludźmi w roku 1901,
miały one na celu ustalić, czy ludzka dusza cos waży. Teraz zostało już tylko
wymyślić, jak ma uwolnić duszę. Po chwili namysłu zamknął oczy i wyobraził
sobie, że dusza jest jego mniej materialnym odbiciem. O dziwo, udało się po krótkiej
chwili, znajdował się w tym samym miejscu, jednak z tą różnicą, że nie wyglądał
tak samo. Jego oczy teraz były całe błękitne, włosy białe, wszystkie ubrania
zmieniły się na czarne.
- Brawo!
Lecz nie spoczywaj na laurach, mózg to broń twoja i największa zagadka. Jesteś
gotowy?
-
Oczywiście że tak! - odpowiedział wyniośle Alex.
- Co leży
i lata, co słyszysz, nie widzisz, co jest i go nie ma? – przebiegle powiedział
smok. – Zapomniałbym wspomnieć, że masz tylko jedną szansę, więc dobrze się
zastanów chłopcze.
- Czy to
może być aż tak proste… To wiatr, smoku!
- Dobrze
więc - odpowiedział smok. A teraz idź i udowodnij mi odwagę młody Alexie synu
człowieka. Lecz uważaj gdzie stąpasz, i niechaj cień będzie twoim przyjacielem.
Gdy smok kończył ostatnie zdanie po prostu rozpłynął się w powietrzu, a Alexowi
próżnia zawirowała przed oczami i znikła.
ROZDZIAŁ
III
Gdy tylko
się ocknął i przejrzał na oczy, był w trochę bardziej materialnym miejscu niż
tamto poprzednie, gdzie spotkał smoka. Wylądował w korytarzu, więc nie
ryzykując zawracania szedł przed siebie. Korytarz nie rozgałęział się, był
całkowicie prosty, wydawał się wykuty w skale i prócz pochodni, które były
wtopione w ściany, nie było tu nic, nie licząc kilku zakrętów. Jedynie w oddali
coś szumiało. Po krótkiej wędrówce, tym co słyszał, okazał się bujny las, ale
nie taki, jak te nieliczne, które oglądał w swoim świecie. Ten las był ogromny
i rosły w nim takie drzewa, jakich Alex jeszcze nie widział. Gdy poszedł
kawałek dalej, zobaczył tabliczkę na której było napisane: „Niech cienie cię
prowadzą”. Chłopak przeczytał napis, a potem poszedł dalej. Niedaleko od
wejścia do lasu zauważył kapliczkę z czarnym krzyżem, który był ułamany, a jedna jego cześć, ta
odłamana spoczywała jakieś piętnaście kroków od ścieżki. Cała kapliczka była
piękna, więc Alex postanowił, że ją naprawi. Nie do końca wiedział, jak ma to
zrobić, bo nie miał nawet kleju, ale powiedział sobie, że przynajmniej
spróbuje. Nie zastanawiając się długo, wszedł do lasu i podszedł do odłamanej
części. Gdy odwracał się zorientował się, że coś jest nie tak, nie było
ścieżki, która chwilę temu była piętnaście kroków za nim, a z lasu, z poza
granicy cienia dobiegały pomruki. Alex złapał się na tym, że lekko się trzęsie.
Zamknął na chwilę oczy i w tej chwili przypomniał sobie słowa smoka i te na
tabliczce, że ma się trzymać cienia, a on pomoże. Prócz tego w głowie pojawił
się jakiś szept „Jesteś cieniem, to ty nim jesteś chłopcze”, ale pomyślał, że
tylko sobie to wyobraził. Automatycznie zaczął szukać sobie kryjówki i znalazł
ją kilka kroków dalej, pomiędzy dwoma drzewami, które rzucały cień w miejscach
swoich łączeń. Schował się w porę, bo chwilę po tym na polane wyszło kilka
stworzeń wyglądających jak buldogi, z tą różnicą, że te miały ogromne
szczękoczułki i czerwone ślepia, z których biła żądza krwi i czarne bujne
futro. Okrążyły polanę, a potem wróciły do lasu. Chłopakowi aż dreszcz
przeszedł po plecach, gdy przechodziły obok, na szczęście musiały nie mieć
dobrego węchu, bo nie wyczuły Alexa. Po tym jak odeszły z polany, chłopak
poczekał jeszcze chwilę i wyszedł z ukrycia. Tym razem od razu zobaczył drogę,
więc szybko zszedł na nią o dziwo miał dalej w ręku kawałek krzyża. Gdy tylko
dotknął do ułamanej części, obie połączyły się w dziwnie magiczny sposób.
Spojrzał jeszcze raz na kapliczkę, bo wydało mu się, że postać z obrazka
mrugnęła do niego i poszedł dalej. Nie uszedł zbyt daleko, bo zaledwie trzysta
kroków dalej obok ścieżki, siedział mały skrzat. Ten, gdy tylko zobaczył
wędrowca zagadał.
- Co tu
robisz dzieciaku?
- Nie
jestem dzieckiem, nie wiesz, że to nie uprzejmie się nie przywitać.
- Nie
obrażaj się tak, jestem Marley, jeśli chcesz to pokażę ci skrót – powiedział z
dziwnym uśmieszkiem skrzat.
- Nie,
dzięki poradzę sobie sam.
- No
chodź, jestem taki samotny, nikt mnie tutaj nie odwiedza, dotrzymaj mi
towarzystwa, proooooszę... – powiedział Marley piskliwym głosikiem. Alex
przystanął na chwilę, ale zdecydował, że to na pewno podstęp i nie skusił się
na propozycję skrzata.
- Nie, tym
razem się nie dam. Już raz zboczyłem ze ścieżki i widziałem, co mieszka w tym
lesie.
- Ścieżka
też już nie jest bezpieczna - powiedział skrzat i wyszczerzył ostre jak brzytwa
zęby, po czym śmiejąc się odbiegł w las. „O mały włos, a te zęby zrobiłyby ze
mnie sieczkę„ - pomyślał Alex. Kilka minut później usłyszał trzask czegoś
łamanego i głuche łupnięcie o ziemię. Kilkaset kroków dalej, okazało się, że
tym głośnym łupnięciem było złamane drzewo, leżące na drodze. Zatarasowało
drogę w taki sposób, że nie dało się go przejść, chociażby dlatego, że miało
gałęzie uzbrojone w kolce. Jedyną możliwością było wejście do lasu. Alex wybrał
stronę lasu gdzie nie było skrzata, ponieważ pomyślał że stworzenia nie
mogą przekraczać ścieżki. Gdy tylko wędrowiec
zszedł ze ścieżki, ta rozmyła mu się za plecami, a widoczność przed nim zmalała
do dziesięciu kroków. Co dziwniejsze w kierunku, gdzie powinno być przewalone
drzewo zawiewało strasznie zgnilizną. Co było jeszcze dziwniejsze w tej
sytuacji chłopak dopiero teraz zauważył, że słońce nie wyjrzało zza chmur ani
razu, tak jakby go nie było. „Czemu ciotka akurat dała mi ten medalion? Czy
wujek był właśnie dlatego taki zamyślony? Czy wiedzieli?„ - pomyślał. W tej
samej chwili w zasięgu jego wzroku, tak jakby wyczuwając obecność Alexa,
pojawiła się postać. Miała na sobie blado niebieską suknię i lewitowała kilka
centymetrów nad ziemią. Gdy podeszła bliżej w powietrzu zrobiło się aż duszno
od odoru zgnilizny, dodatkowo biło od niej dotkliwe zimno. Postać wreszcie
zapytała:
- Czego
chcesz? Po co tu przyszedłeś ? - Jej głos był bardziej przenikliwym echem,
które samo w sobie rozdzierało serce człowieka.
- Chcę
przejść.
-
Hahahahahaha, tu nie ma przejścia ! Jestem tylko jaaaa…! - Stworzenie rzuciło
się na Alexa z takim pędem, jakiego jeszcze nie widział. Rzucił się w bok,
przeturlał upadając dotkliwie na jakiś kamień, zerwał się krzyknął i wbrew
rozsądkowi pobiegł w stronę, z której przybyła istota. Pomyślał też o cieniu w
którym miał się ukryć. Rozglądał się, ale w pobliżu nie było drzew, dolinek,
czy czegokolwiek, jedyne, co tu było, to stos czaszek, niekoniecznie ludzkich,
zapach zgnilizny, od którego kręciło się w głowie i ogarniająca rozpacz. Jedyną
opcją, jaką miał było zakopanie się w stosie czaszek i modlenie się, żeby upiór
go nie znalazł. Zaczął biec w stronę kości, ale zauważył na ziemi jakieś
zawiniątko. Gdy je podniósł, okazało się płótnem, w które był owinięty czarny
matowy łuk. Nie było przy nim strzał i prawdopodobnie należał on do którejś z
czaszek. Alex pomyślał, że i tak nieboszczykowi się nie przyda, a jemu może
jeszcze uratować skórę. Potem zagrzebał się w stosie. Przerażające stworzenie
wróciło lamentując wściekle, że szesnastolatek pomyślał, że to trzęsienie
ziemi. Jednocześnie coś ostrego dotkliwie upijało go w żebro. Delikatnie
posunął rękę, tak by nie ruszyć czaszek i wymacał grot. Alex nie mógł uwierzyć
w swoje szczęście znalazł strzałę, której teraz mógł użyć by uciec. Poczekał,
aż stworzenie pójdzie spać, rzeczywiście po kilkudziesięciu minutach istota
zawisła w powietrzu bez ruchu. Chłopak wyczołgał się ze stosu i napiął łuk. Nie
wiedział kompletnie, jak strzelić, więc zdał się na swój instynkt. Raz tylko
widział, jak strzela się z łuku. Było to dawno w czasie, kiedy jeszcze jego
dziadek Raphael był zdrowy. Strzała poleciała i trafiła upiora w nogę, ten, gdy
tylko poczuł strzałę odwrócił się w stronę Alexa i zawył jak wszystkie diabły w
piekle. Jego wzrok zaczynał palić duszę chłopaka, nieoczekiwanie strzała
wystająca z nogi rozżarzyła się blaskiem, który rozświetlił cień na całej tej
polanie. Nie był to zwykły blask, ale blask magii. Światło pochłonęło Istotę i
zniszczyło ją tak, że tylko na ziemi została kupka popiołu i strzała wbita
pośrodku. Jedyne, co było widać na strzale, po tym, że była użyta to osmalony
grot. Oszołomiony Alex spojrzał na łuk potem na strzałę jeszcze raz na łuk i
nic z tego nie rozumiał. Wędrowiec rozejrzał się po okolicy, znalazł jeszcze
krótki nożyk z czarna rękojeścią zdobioną małymi rubinami, czarny kołczan ze
skóry i cztery strzały, które do niego włożył. Tak jak poprzednim razem po
zażegnaniu niebezpieczeństwa, wszystko wróciło na swoje miejsce łącznie ze
ścieżką. Chłopak obejrzał się jeszcze za siebie schodząc na trakt i poszedł
dalej. Nie wiedział jak długo szedł, ale nie spotkały go już żadne przygody.
Na końcu
stał obelisk, w którym była wyrzeźbiona mała wnęka, w której znajdował się srebrny
łańcuszek z czarnym kamieniem, ten właśnie który dostał od wujostwa. Podniósł i
założył medalion, a w głowie usłyszał głos smoka.
- „Zdałeś…Jeszcze
się spotkamy, Dziecko człowieka”. – Ostatnie co poczuł, to to, że gad się
uśmiecha, On sam jest potwornie głodny i że właśnie wraca do miejsca, w którym
spotkał zakapturzone postaci. Tak mu się wydawało, tak naprawdę zmierzał do
krainy Cimirri, w której magia była wszechobecna, a czarne postaci czekały na
jego przybycie…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarze:
Bardzo ciekawe i harcerskie
Prześlij komentarz