Aktualnie czytamy: Jo Nesbø "Czerwone Gadrło"
Najbliższe spotkanie odbędzie się: STYCZEŃ

O nas

Pasjonaci, bibliofile, mole książkowe - można nazywać nas na wiele sposobów. Łączy nas jednak wspólna miłość, jaką jest czytanie. Sięgamy po dzieła z wszystkich możliwych gatunków i dyskutujemy nad nimi przy ciepłej herbacie i jeszcze cieplejszej atmosferze.
Kontakt: w.swiecie.literatury@gmail.com

Popular Posts

Obsługiwane przez usługę Blogger.
czwartek, 4 grudnia 2014
Listopad już za nami i za nami kolejne, trzecie już spotkanie Szkolnego Klubu Książki. Tym razem zmierzyliśmy się z powieścią amerykańskiego autora Dana Browna. Nazwisko to najsilniej kojarzy się chyba z „Kodem Leonarda da Vinci”, my jednak zdecydowaliśmy się na inną pozycję, a konkretnie „Zwodniczy punkt”. Akcja książki dzieje się, a jakże, w Stanach Zjednoczonych, gdzie zbliżają się wybory prezydenckie. Rachel Sexton, córka charyzmatycznego senatora, ubiegającego się o najważniejsze stanowisko zostaje poproszona o pomoc. Jednak nie przez swojego ojca, z którym łączą ją raczej chłodne stosunki, a przez obecnego prezydenta. Zostaje wysłana na Arktykę, gdzie grupa zgromadzonych tam pracowników NASA, ale też i niezależnych naukowców, zapoznaje ją z wiekopomnym odkryciem. Właśnie tu, na lodowym pustkowiu, kilkaset metrów w głębi lodu odnaleziono meteoryt. Nie byłoby to niczym niezwykłym, gdyby nie fakt, że zawiera on w sobie skamieniałości, będące niezbitym dowodem na istnienie życia pozaziemskiego. Głowa państwa, Zach Herney, utrzymywał to w tajemnicy, nie chcąc chwalić się tą wspaniałą nowiną, dopóki wszystko nie zostanie dokładnie zbadane. Wszystko idzie zgodnie z planem. Aż do momentu, kiedy, zupełnie przez przypadek, prawdziwość meteorytu zostaje poddana wątpliwości...
Książka w ciekawy sposób pokazuje jak można zaplanować i przeprowadzić fałszerstwo niemal idealne. Obnaża zasady rządzące światem, w którym człowiek jest bezbronny niczym małe dziecko i tak łatwo go zmanipulować. Brown objaśnia jak działa polityczna machina, której nie da się zatrzymać, gdy wpadnie na odpowiedni tor. Kolejną zaletą jego twórczości jest umiejętność autora do przekazywania wszystkich naukowych pojęć i fachowych terminów w sposób łatwy do przyswojenia.
Tradycyjnie już, książka wzbudziła dyskusje w naszym, coraz liczniejszym gronie. Jedni uważali powieść za przewidywalną i obstawali przy wersji, że istnieją dużo lepsze pozycje z tego gatunku. Inni natomiast do samego końca nie potrafili odgadnąć kto stał za skomplikowanym przedsięwzięciem jakim było sfałszowanie meteorytu i książka trzymała ich w napięciu do ostatnich stron. Większość jednak zgodnie stwierdziła jedno - „Zwodniczy punkt” był lepszy od „Kodu Leonarda da Vinci”, który był nieco przereklamowany.

Nasze grudniowe spotkanie odbędzie się nieco wcześniej ze względu na zbliżające się wielkimi krokami święta Bożego Narodzenia. Wszystkich chętnych zapraszamy 18 grudnia na dyskusję, której tematem będzie dzieło Érica-Emmanuela Schmitta pt. „Opowieści o Niewidzialnym”, czyli zbiór trzech krótkich opowiadań - „Oskar i pani Róża”, „Dziecko Noego” oraz „Pan Ibrahim i kwiaty Koranu”.
sobota, 22 listopada 2014
Październikowe spotkanie naszego Klubu Książki stało pod znakiem polskiej fantastyki, a konkretniej książki Andrzeja Pilipiuka pt. „Kroniki Jakuba Wędrowycza”. Jest to zbiór opowiadań, opisujących barwne przygody pewnego mężczyzny, bimbrownika i kłusownika, który przy okazji para się walką ze zjawiskami nadprzyrodzonymi. Podstarzały, wiecznie pijany w dziurawych gumofilcach i o krzywym spojrzeniu – nie jest to opis człowieka, do którego udalibyśmy się, mając problemy z niepokojącymi hałasami w domu czy krewnymi, którzy nie chcą dać nam spokoju nawet po swojej śmierci. Wędrowycz w każdej nowej historii udowadnia jednak, że i owszem, jest egzorcystą i to całkiem skutecznym, choć niedocenianym. Zdarza mu się wpadać w tarapaty, najczęściej są to konfrontacje z wymiarem sprawiedliwości. Nasz egzorcysta ma też grupę wiernych przyjaciół, którzy stają się uczestnikami niektórych jego przygód.
W utworze szczegółowo opisaną mamy codzienność naszego bohatera – wspomniane już wcześniej potyczki z duchami, otworzenie własnego hotelu, spotkanie z kosmitami czy pijacki pojedynek między nim a pułkownikiem radzieckich wojsk...
Zdania na temat omawianej książki były podzielone. Niektórym przypadł do gustu specyficzny humor, jakim posługuje się Pilipiuk. Nie można odmówić mu pomysłowości w kreowaniu postaci tak nietuzinkowej, jak Wędrowycz. Chwilami wydawało się, że podpity staruszek nie nadaje się do zadań, które musiał wykonywać podczas swoich przygód. Jest opryskliwy, niewychowany i nie dba o higienę, a z prawem już od dawna jest na bakier. Trzeba przyznać, że trudno będzie znaleźć podobnych bohaterów literackich. Po drugiej stronie barykady stanęli natomiast zwolennicy „klasycznej fantastyki”, a nie tej serwowanej nam przez rodzimego autora. Narzekano na zbyt małą ilość elementów charakterystycznych dla tego gatunku, skoro książkę Pilpiuka zalicza się do „Bestsellerów polskiej fantastyki”. Jednak nawet krytykujący potrafili znaleźć w postaci Jakuba Wędrowycza coś co się podobało, a przynajmniej bawiło.

Na następnym spotkaniu sięgniemy po książkę z zupełnie innej półki, ponieważ czytać będziemy powieść sensacyjną pt. „Zwodniczy punkt” Dana Browna – autora sławionego i powszechnie znanego „Kodu Leonarda da Vinci”.
piątek, 24 października 2014



2 października odbyło się pierwsze w tym roku spotkanie Szkolnego Klubu Książki. Miło było spotkać ponownie stałe bywalczynie ale i zobaczyć „nowe twarze.”
Na temat dyskusji wybrałyśmy, już przed wakacjami, książkę „Dallas 63” Stephena Kinga, nie bez powodu zresztą. Książka liczy ponad 800 stron. Bohaterem jest Jake Epping, trzydziestopięcioletni nauczyciel angielskiego, który dorabia, prowadząc kursy przygotowawcze do matury zaocznej dla dorosłych. Od jednego ze swoich uczniów, Harry'ego Dunninga, dostaje wypracowanie - makabryczną, wstrząsającą opowieść w pierwszej osobie o tym, jak pewnej nocy przed pięćdziesięciu laty ojciec Harry'ego zatłukł na śmierć jego matkę i braci, a siostrę pobił tak bardzo, że nigdy nie odzyskała przytomności. Od tego wszystko się zaczyna...
Wkrótce potem przyjaciel Jake'a, Al, właściciel lokalnego baru, zdradza mu tajemnicę: jego spiżarnia jest portalem do roku 1958. Powierza Jake'owi szaloną - i, co jeszcze bardziej szalone, wykonalną - misję ocalenia Kennedy'ego. Tak oto Jake zaczyna swoje nowe życie jako George Amberson, życie w świecie Elvisa i JFK, amerykańskich krążowników szos i wczesnego rock and rolla, gniewnego samotnika nazwiskiem Lee Harvey Oswalda i Sadie Dunhill, pięknej szkolnej bibliotekarki, która zostaje miłością życia Jake'a - życia wbrew wszelkim normalnym regułom czasu. (opis za stroną „stephenking.pl”)
Historię czyta się bardzo dobrze. Wysiłki Jake’a śledzi się z zainteresowaniem, napięcie rośnie w miarę jak na drodze zaczynają piętrzyć się przeszkody. Wprowadzenie wątku romansowego rzadko okazuje się chybionym pomysłem. Tutaj dodatkowo przedstawiony jest on na tle ówczesnej obyczajowości a to dodaje tylko smaku, w końcu większość z nas odczuwa dziwną nostalgię czytając o minionych czasach. Jak zawsze u Kinga mamy znakomicie przedstawione realistyczne tło wydarzeń, szczegółową rekonstrukcję poczynań Lee Harveya Oswalda w latach przed zabójstwem prezydenta, wreszcie dramatyczną kulminację – to wszystko niewątpliwie zalety książki i dla nich warto ją przeczytać. O wadach nie będziemy wspominać bo nie są aż tak znaczące żeby mogły zniechęcić do lektury „Dallas 63”.
Oczywiście, ponieważ książka opowiada o podróży w czasie, ten wątek był mocno dyskutowany, potraktowany wręcz bardzo osobiście. Tylko jedna uczestniczka spotkania uznała, że żyje się tu i teraz i nie byłaby zainteresowana podróżą w czasie. Inne z chęcią skorzystałyby z takiej możliwości. Ciekawa była „przestrzeń czasowa” w której chciałybyśmy się na chwilę znaleźć – dwudziestolecie międzywojenne, XIX wiek, średniowiecze (!) … Co ciekawe, żadna z uczestniczek nie miała ochoty wybrać się w przyszłość.
Podsumowując, zachęcamy do lektury „Dallas 63” i w imieniu Szkolnego Klubu Książki dajemy gwarancję, że nie będziecie się nudzić przy tej książce.

Zapraszamy też na kolejne spotkanie Klubu, już 30 października o godzinie 14.00. „Na tapecie” książka Andrzeja Pilipiuka „Kroniki Jakuba Wędrowycza”. Nie zabraknie też słodkości, gorącej aromatycznej herbaty (szczególnie „pożądanej” kiedy za oknem plucha, zimno i szaro) a przede wszystkim miłej atmosfery.



poniedziałek, 15 września 2014
Kochani, mamy nadzieję, że nie zapomnieliście o naszych comiesięcznych spotkaniach Klubu Książki.
Spotykamy się już 2 października o godzinie 14.00, żeby porozmawiać przy ciasteczkach i herbatce w miłym towarzystwie o książce Stephena Kinga "Dallas '63".
Zapraszamy zarówno naszych starszych jak i młodszych, nowych kolegów i koleżanki. Przyjdźcie i spędźcie z nami miło popołudnie.
Pozdrawiamy i liczymy na waszą obecność :)
piątek, 27 czerwca 2014
Nadszedł czas aby ogłosić na blogu zwycięzców!

Według was najlepszą pracę napisała WIRGINIA MARUSIK. Jej opowiadanie- "Upadłe anioły nie gryzą"- wygrało w internetowej ankiecie.
Jednak mamy jeszcze jedną zwyciężczynię. Jest nią KAROLINA RECZULSKA, której praca pt. "Selena" podbiła serca jury.

Gratulujemy dziewczynom i dziękujemy wszystkim za udział. Jednocześnie zachęcamy do brania udziału w kolejnych konkursach, które są (lub dopiero będą) ogłoszone na naszym blogu.
czwartek, 26 czerwca 2014


Szkolny klub książki ogłasza kolejny konkurs literacki! 

Poniżej zamieszczona została lista wierszy. Wystarczy wybrać jeden z nich, który stanie się inspiracją lub elementem opowiadania (nie jest koniecznością jego cytowanie). Nie ma ograniczeń tematycznych ani objętościowych. Przyjęte zostaną zarówno krótkie jak i długie prace. Wybrany wiersz może być wstępem do opowiadania, jego elementem  lub ogólną inspiracją… Liczymy na kreatywne rozwiązania!

Na prace czekamy do  31 października. Opowiadania prosimy przesyłać na adres e-mail: w.swiecie.literatury@gmail.com

Oto wybrane wiersze:
*"Annabel Lee"- Edgar Alan Poe

*"Elegia o ... [chłopcu polskim]" - Krzysztof Kamil Baczyński

*"Ziszczalność"- Maria Goniewicz

*"Czas płynie i zabija rany"- Edward Stachura

*"Niespotkanie"- Tomasz Jastrun

*"A my nie chcemy uciekać stąd"- Jacek Kaczmarski

Prosimy także o napisanie w wiadomości na jakich utworach wzorowana była wasza praca.
Pozdrawiamy i liczymy na wasze kreatywne podejście! ;)
piątek, 25 kwietnia 2014
Zachęcamy was serdecznie do zapoznania się z poniżej zamieszczonymi opowiadaniami i udziału w głosowaniu :)
 O to lista opowiadań:
Kamień cienia
O smoku i trzech karłach
Selena
Upadek
Upadłe anioły nie gryzą
Wojna o Shaal Dun


Nad wzgórzem Elloni zebrały się mroczne chmury, pioruny ciskały z nich tysiące razy na sekundę, dając jakiekolwiek światło, gdyż niebo całkowicie poczerniało. Monolit przywołania został uaktywniony, tylko za pomocą tych jednolitych kamiennych bloków - na których tysiące lat temu starożytni arcymagowie wyryli runy o mocy znacznie potężniejszej od nich samych -  można  było przywołać stworzenia zamknięte w kryształach, jakie pełniły rolę więzienia, w którym niegdyś z różnych powodów zamknięto dusze różnych istot. Dzięki mocy monolitu i kryształowi, który posiadał Tallos udało się przywołać Cathleen, córkę elfickich bogów, królową mroźnych elfek  z Shaal Dun, zamkniętą w kryształowej trumnie przez trzy stulecia od czasu, gdy Wielkie Królestwo Mroźnych Elfów zostało zaatakowane przez brutalne hordy Orków, które chcąc zdominować całą krainę odważyły się zaatakować również stolicę najpotężniejszych spośród wszystkich ras elfów. Wtedy elficka arcykapłanka Donaya w ostatniej chwili zamknęła Cathleen  w krysztale, mimo że królowa chciała walczyć do końca, to wtedy jej moc nie była jeszcze na tyle wystarczająca, aby mogła wybronić chociażby samą siebie, dlatego Donaya nie zważając na oponującą postawę królowej, chciała uratować ją za wszelką cenę, wiedziała, że jeśli coś jej się stanie to wszystkie mroźne elfy zginą, bez najmniejszej szansy na odrodzenie rasy, moc arcykapłanki była potężna, znała ona język starożytnych i w mgnieniu oka wypowiedziała odpowiednią inkantację, aby przenieść swoją Panią do dzierżonego przez nią w prawej dłoni lodowego kryształu, stało się to tuż przed wyważeniem głównych drzwi prowadzących bezpośrednio do komnaty królewskiej, strażniczki nie wytrzymały oblężenia i przepuściły żądnych krwi Orków oraz ich przywódcę, olbrzymiego, obleśnego Orka z rodu czerwonoskórych – Gnaaka, ślina wymieszana z krwią spływała po jego okropnej mordzie a smród tej cieczy można było wyczuć na kilometr, przypominała odór rozkładającego się ciała, jednak o wiele bardziej skoncentrowany. Miał na sobie zbroję okutą kolcami przypominającymi olbrzymie szpony smoka, którego zapewne kiedyś ukatrupił, gdyż w zwyczaju czerwonoskórych jest, że dowódcą może zostać tylko ten, który zabije olbrzymiego jaszczura, a w ręku mocno zaciśniętymi paluchami trzymał topór wielkości młodego drzewa. –Gdzie jest królowa?! Gdzie się schowała ta tchórzliwa, wstrętna Kwiatożerka?!- warknął odstraszająco Gnaak, odpychając swoich żołnierzy na boki, tak jakby byli piórkami zdmuchniętymi przez potężny wir tornada. Wskoczył na środek sali i jeszcze bardziej rozdzierając mordę –Gdzie ta paskuda?- krzyknął. Donaya dzierżąc w ręku dębowy kostur, magiczną laskę wykonaną wyłącznie dla niej z drewna, które wbrew pozorom nie było zwyczajne, ponieważ wykonane było z gałęzi dębu rosnącego w najstarszym spośród wszystkich lasów, Szmaragdowej Kniei. Dawało jej to możliwość korzystania z potężnych zaklęć ziemi, które były znane jedynie nielicznym użytkownikom magii. Jej lazurowa sukienka zaczęła powiewać jak podczas wichru, gdy wypowiadając zaklęcie, uderzyła kosturem o podłogę, ta zaś zaczęła się rozstępować pod nogami Orków, wściekłe paskudy wpadły w niekończącą się przepaść, natomiast Gnaak odskoczył zwinnie przed samą Donayę i powalił ją na ziemię. –Myślałaś, że mnie zgładzisz Kwiatożerko? Nażryj się moim toporem, który strawił krew tysiąca twoich sióstr!- Gnaak wykonał olbrzymi zamach toporem, po czym wymierzył w głowę arcykapłanki i jednym solidnym cięciem dokonał dekapitacji. Jej głowa odleciała na odległość kilkunastu stóp, natomiast powieki nie były zamknięte, a z oczu wciąż wypływały łzy, które wciąż rozmyślały o tym, czy królowa przeżyje. Donaya jeszcze przez chwilę widziała kryształ, w którym zamknięta była dusza mroźnej Pani, tylko ona wiedziała, gdzie znajduje się cała potęga elfów, jednak nie mogła nic już zrobić, uroniła jeszcze kilka łez, przypominających małe odłamki diamentu, następnie zamknęła powieki, które już nigdy potem miały się nie otworzyć.
Dumni Orkowie przejęli miasto mroźnych elfów, Gnaak rozkazał zrabować co tylko się da oraz rozstawić wartowników, na wypadek gdyby elfy wysłały jeszcze jakieś wojska.  Wydał również polecenie, aby ścigać wszystkie Kwiatożerki, wiele z nich uciekło do Szmaragdowej Kniei, żeby poszukać tam schronienia, już nikt tak naprawdę nie wiedział co stało się z Cathleen. Całe Królestwo Mroźnych Elfów, które niegdyś było perełką precyzyjnej i niezwykle estetycznej architektury Elfów, stało się mieszaniną gruzów i zgliszczy, nie było tam już nic, co mogło przypominać o dawnej obecności Elfów z najwyższego rodu. Gnaak był niezwykle podniecony, w przyszłości to on miał zostać przywódcą wszystkich hord, którym teraz przewodniczył jego ojciec Gunshak, ogromny czerwonoskóry Ork, który nigdy nie rozłączał się ze swoim umorusanym w krwi berłem w kształcie czaszki, a respekt jaki wzbudzał pośród wojsk był nieograniczony i równać się mógł jedynie z wielkością jego gigantycznych kłów, gdyż on jako pierwszy wśród wszystkich wodzów, zabił nie byle jakiego smoka, ale matkę czerwonych smoków z północnych krain, która była w trakcie wysiadywania jaj, a smoki w tym okresie są najbardziej agresywne i gotowe zabić wszystko, co tylko pojawi się w pobliżu ich gniazda. Gunshak nie wyszedł jednak bez strat, ponieważ w walce z czerwoną gadziną stracił swoją lewą dłoń, dlatego też głowę smoczych odciął i wziął jako trofeum, zaś z jej łusek wykonano dla niego zbroję, z którą nigdy się nie rozstaje. –Dobrze się spisałeś Gnaaku! Przyniosłeś dumę wszystkim czerwonym łbom naszego rodu! –krzyknął radośnie Gunshak. –Daj mi więcej kości do połamania i więcej krwi do rozlewu ojcze! Warknął rozentuzjazmowany Ork. Ojciec wysłał go zatem dalej na południe, aby spalić resztę wiosek i wybić ostatki Elfów, które skryły się w Szmaragdowej Kniei oraz w Pajęczej Przełęczy, która należała już do terytorium ludzi. Gnaak wyruszył wkrótce, nie mogąc doczekać się kolejnych mordów, które przyniosłyby mu więcej sławy wśród całej hordy. Żaden z Orków nie spodziewał się jednak, że wieść o ich zwycięstwie w Shaal Dun rozniesie się tak szybko oraz, że miasto zostanie ponownie najechane. Wojska Orków były mocno osłabione, poza tym nikt nie spodziewał się ataku, nie byli tego w stanie przewidzieć nawet najmądrzejsi orkowi stratedzy, dlatego większość wojowników wyruszyła razem z Gnaakiem na południe. Już trzy noce po opuszczeniu murów Shaal Dun przez syna, Gunshaka obudziło trąbienie rogów i dźwięki bębnów wydawane przez doboszy. Orkowi żołnierze szybko wzięli oręż w swoje paskudne łapy i wyszli poza mury miasta, aby poznać i zmierzyć się z najeźdźcą. Wrogowie przeszyli ich wszelkie oczekiwania, spodziewali się bowiem natarcia elfów, jednak nie mrocznych… Liczba Mrocznych Ostrzy pięciokrotnie przewyższała wojska Orków w zamku. Mało tego ziemia aż trzęsła się od kolosalnych kroków mrocznego Tytana – każda rasa ma swojego tytana, starożytni zapisali w runach patronów każdej z rasy, którzy za pomocą odpowiedniej magii przyzywani są w nagłych przypadkach, gdy potrzebna jest pomoc opatrzności, szczególnie w momencie wojny, kiedy potrzeba niesamowitej siły, która będzie mogła przesądzić o losach bitwy. Tytanem Mrocznych Elfów była Arachne, matka trujących pająków, która w trakcie bitwy potrafiła oplątać i unieruchomić  wrogów, a następnie zlecić swoim pajęczym dzieciom, aby zjadły nieszczęśników powstrzymanych przez pajęczą matkę. Takim sposobem wojska Mrocznych Ostrzy rozprawiły się z Orkami przy minimalnych stratach, Mrocznym przewodniczyła Valessa, Władczyni Cieni z krainy Wiecznego Mroku. Była ona znana z niezwykłego okrucieństwa, wrogów potrafiła torturować najróżniejszymi sposobami, bez najmniejszego powodu, a jedynie dla własnej przyjemności i satysfakcji. Valessę określano jako zupełne odwrócenie Cathleen, mimo że nie była ona przedstawicielką rodu Leśnych Elfów, to jednak w jej sercu biło światło, którego upiorna królowa całkowicie się wyzbyła, nawet Orki swoim okrucieństwem nie mogły równać się z brakiem nawet najmniejszego współczucia wśród Mrocznych Elfów. Gunshak wiedział, że siły ciemności zaraz dotrą do królewskiej komnaty, którą sobie przywłaszczył. Valessa przekroczyła próg komnaty w towarzystwie Arachne oraz swoich mrocznych dygnitarzy, potężnych czarnoksiężników władających czarną magią opierającą się na wytwarzaniu bólu i cierpienia. –Nie spodziewałam się, że ujrzę tu coś bardziej odrażającego od zniszczonych murów tego Królestwa i tysięcy zwłok porozrzucanych dookoła tego miejsca, jednak widok twojej mordy przekroczył wszystkie moje oczekiwania ty wstrętny Orku!- powitała go Valessa.
-Jak śmiesz zwracać się do mnie w ten sposób Ty pachnąca krwistą wonią Kwiatożerko? Czego tu szukasz? Teraz ta kraina w całości należy do Orków, a wy już nie możecie nic z tym zrobić! Rozprzestrzeniamy się jak zaraza i nikt nie jest w stanie nas powstrzymać!
Valessa wyciągnęła sztylet wykonany ze smoczej kości, przepełniony mroczną energią, przejechała nim po swojej dłoni, a z krwi która wyciekała z jej dłoni namalowała na podłodze koło, a wewnątrz niego symbol niezgrabnie przypominający oko. Stanęła na środku i wypowiadając  nieznane słowa ujrzała wizję tego, co miało miejsce trzy noce wcześniej.
Rozwścieczona Valessa uniosła rękę, kierując ją w stronę Orkowego wodza i sprawiła że niewidzialna dłoń chwyciła go za szyje i dusząc go, unosiła go nad podłogą. – Gadaj gdzie jest Cathleen! Wiem, że wy nędzne, śmierdzące ścierwa jej nie zabiliście, a ja nie wyczuwam jej obecności w tym miejscu, powiedz mi gdzie ona jest! – rzuciła nim o ścianę. Gunshak wstał i otrzepał się, zarówno zdenerwowany jak i przytłoczony ogromną przewagą Mrocznych wydusił z siebie słowa – Nie wiem o czym ty mówisz czarna Kwiatożerko, ale gdy tu przybyłem nie było tu już żadnych pokrak przypominających ciebie! – Szybko pochwycił swoje berło i już zmierzał w stronę upiornej królowej aby zadać jej decydujący cios. Valessa zwinnie odskoczyła, zmyliła swojego wroga w walce, wyciągnęła swój kościany sztylet, podbiegła do Gunshaka i jednym zręcznym ruchem odcięła mu jego ostatnią dłoń okrutnie przy tym rechocząc. –Hahaha! Ostrzegałam, abyś był grzeczny, teraz nie możesz już walczyć. Mroczne Elfy są jedynymi, które zasługują, aby przetrwać! Naszym zadaniem jest wyeliminować wszelkie pozostałe rasy, które tylko będą nam przeszkadzały w dążeniu do dominacji nad wszystkimi krainami, a wy nędzne plugawe trole, gobliny, czy czymże wy tam jesteście zginiecie jako pierwsi! – Ponownie dzierżąc w dłoni swoją broń, wymierzyła ją w serce Orkowego wodza i przebijając się przez jego twardy pancerz wykonany ze smoczych łusek, przebiła również jego serce. Gunshak wykrwawił się bardzo szybko, gdyż serce biło mu znacznie szybciej ze złości, która do samego końca nie opuszczała jego paskudnej mordy. Z jego krwi namalowała na podłodze różne znaki, były one jej potrzebne do wypowiedzenia zaklęcia, które zabroniłoby orkom wrócić z południowej części Shaal Dun i w spokoju pozwolić jej nad rozmyślaniem co ma zrobić dalej. Valessa wiedziała, że Cathlen żyje, jednak sama nigdy nie byłaby w stanie przetrwać w dzikich krainach, dlatego Mroczna Królowa postanowiła, że nie będzie przejmowała się jakimkolwiek zagrożeniem ze strony Mroźnej Władczyni, zasiadła zatem na zakurzonym i zaplamionym krwią tronie, na którym niegdyś zasiadała Cathleen i wydała polecenie, aby Mroczne Elfy zaczęły odbudowywać Królestwo, tworząc nowa stolicę dla wojsk ciemności.


Cathleen stała mocno rozkojarzona, nie przypominała sobie niczego co mogłoby pozwolić jej ustalić gdzie się znajduje, ani ustalić jej kim są dwie osoby stojące przed nią. Powtarzała ciągle tylko imię Donaya? Donaya?!... – Witaj! Jak się czujesz? – Powiedział młody mężczyzna stojący naprzeciw Elfki, nie zwracając najmniejszej uwagi na wypowiadane przez nią słowa, myślał że po prostu bredzi po tak długim czasie przebywania w krysztale.
-Gdz..Gdzie jestem? Kim wy jesteście? – Odparła Cathleen.
- Ja jestem Lena, a to mój brat Tallos. W przyszłości będę królową taką jak ty! – Krzyknęła mała blond włosa dziewczynka stojąca obok chłopaka. – Co to ma znaczyć? Jak ja się tu znalazłam?  - Tallos wziął Cathleen za rękę i razem z Leną zaprowadził ją do pobliskiego strumienia aby mogła się orzeźwić  i wysłuchać jego historii. – Nasz ojciec był królem całej krainy Lianon, która dawno temu została napadnięta przez wojska Orków, udało nam się wyprzeć ich daleko poza Pajęczą Przełęcz, i właśnie wtedy podczas bitwy pod przełęczą…-  -Zginęli wasi rodzice?- Przerwała domyślając się Cathleen –
- Nie! Znalazłem kryształ, którym byłaś uwięziona!- Odparł Tallos. –Wypadł jednemu Orkowi, gdy już wycofywali się przed nami w stronę Wietrznych Skał, pewnie rozbili obozy wśród tamtych gór, więc teraz jest bezpiecznie, a gdy są tak mocno rozbici nie stanowią nawet najmniejszego zagrożenia.
-Dziękuję wam ogromnie za ratunek, jednak… Co stało się z waszymi rodzicami? I skąd wiedzieliście jak obsługiwać monolit? Przecież to starożytna magia, którą nie jest łatwo zrozumieć. – Rzekła Cathleen
- To dzięki naszej mamusi!- Krzyknęła Lena. –Tak, to prawda. Nasza mama choć nie posiadała żadnych magicznych zdolności, to od zawsze fascynowała się magią oraz wszystkim co jest z nią związane. To ona wytłumaczyła nam jak działają monolity oraz do czego służą kryształy, mało tego opowiedziała nam legendę najbardziej magicznych istot na świecie, Elfów! Opowiadała, że podczas wojny która miała miejsce trzysta lat temu, w wielkim Królestwie Mroźnych Elfów arcykapłanka zamknęła królową w krysztale, aby uchronić ją od śmierci, niestety sama zginęła, a podczas gdy Orki plądrowały zamek, kryształ ten zaginął, pewnie jeden z Orków nawet bez świadomości przygarnął sobie kryształ, myśląc, że to kamień, a w rzeczywistości w krysztale tym była zaklęta najpotężniejsza ze wszystkich Elfek, jednak niedługo po tym… - Chłopak opuścił głowę i zaczął trząść się ze smutku i popłakiwać, Cathleen spoglądała tylko na niego ze współczuciem, próbując wymyślić coś, czym mogłaby go pocieszyć, chciała jednak dowiedzieć się więcej o historii, która miała miejsce podczas jej fizycznej nieobecności i wtedy Lena zaczęła kontynuować opowieść brata – Tą Elką jesteś ty! Mama mówiła, że gdy dobra magia jest nieobecna to zaczynają dziać się złe rzeczy, niedługo po przegnaniu Orków, na Lianon najechały całe armie Mrocznych elfów! Myślałam, że wszystkie Elfy są takie śliczne jak ty, ale tamte wcale nie były! Nie miały takiej ślicznej bladej cery ani jasnych włosów, a w ich oczach zamiast radości była tylko krew.  – Wtedy nasi rodzice zginęli, a my uciekliśmy, dawno temu znaleźliśmy ten kamień podczas, gdy bawiliśmy się w strumieniu, z początku myśleliśmy, że to tylko wielki głaz, ale jak tylko mama opowiedziała nam o tych wszystkich dziejach, to wszystko zaczęło nabierać nowego sensu – zebrał się na odwagę i dopowiedział Tallos.  – Czy jest jakiś sposób, żeby uratować nasze krainy? Wszystko wydaje się być takie stracone. – Cathleen zaczęła płakać nad strumieniem. – Nie płacz! Musimy jak najszybciej dostać się do Szmaragdowej Kniei. Nawet nie wyobrażasz sobie jak wiele Elfów tam przetrwało! W lesie Elfy były bezpieczne przed Orkami, nie były one w stanie im nic zrobić, bo las je obronił. Udajmy się tam jak najszybciej. Elfy wiedzą, że zbliża się wojna. Przygotowują się do walki, jednak jeśli one nie pokonają Mrocznych Ostrzy to nikt inny Niezdowa tego zrobić, muszą cię zobaczyć! Gdy tak się stanie, to wróci w nich nadzieja na powrót do tych dobrych czasów! Nie mamy na co czekać, ruszajmy! –Po słowach Tallosa, Cathleen była zmotywowana, przypomniały się jej ostatnie momenty przed zamknięciem w krysztale. W tym czasie nie odczuwała ona zupełnie upływu czasu, mimo że Elfy żyją tysiące lat. Szli dość długo, jednak w ciągu jednego dnia zdążyli już znaleźć się pod Pajęczą Przełęczą, nigdy czas nie liczył się dla nich jak wtedy, po drodze mijali leżące na zboczu drogi szczątki, przechodząc obok nich zakrywali oczy małej Leny, nie chcieli, żeby była ona świadkiem tak okropnych widoków. – Pamiętajcie, żeby poruszać się cicho i ostrożnie, dookoła zwisają pajęczyny, nie zaplatajcie się w żadną  z nich, bo już nawet najmniejsze ruchy nici, mogą obudzić straszliwe bestie zamieszkujące te przełęcz! – Ostrzegł przyjaciół Tallos. Wszyscy przemierzali przełęcz z największą ostrożnością, każdy musiał być czujny, bo miejsce to było pełne zwodniczych iluzji, które potrafiły nakierować kogoś nieostrożnego na niebezpieczeństwo. Uwodząca wizja nie była jednak potrzebna Lenie, która upatrzywszy pięknego świetlika nie mogła skupić się na niczym innym, jak tylko na świetle bijącym od małego bajecznego owada,  wpadła na szeroko rozstawioną pajęczą sieć i zaczęła kręcić się i uderzać próbując oswobodzić się z pułapki, ale nić tkana przez tamtejsze potwory byłą niesamowicie trwała i niemożliwe było łatwe wydostanie się z niej. Wtedy z głębi mrocznych zakamarków wydostała się monstrualny szary pająk, poruszał się zwinnie i bardzo szybko, sieć była jego domem, a widać, że od dawna nie przyjmował gości bo wyglądał na naprawdę wygłodniałego, Cathleen i Tallos podbiegli jak najszybciej do Leny. Chłopak szybko wydobył miecz z pochwy, odciął sieć, która więziła Lenę i stanął do walki z bestią. Pająk nie był najlepszym wojownikiem, przyzwyczajony był do konsumpcji nieruszających się ofiar, a walka z bardzo zręcznym chłopcem była dla niego nowością. Tallos bez problemu bronił się przed próbami ukąszenia go przez pająka, wywijał mieczem i w pewnym momencie udało mu się odciąć dwie nogi pająkowi, potwór pochylił się i ciężko było złapać mu równowagę. Cathleen i Lena zaczęły rzucać w niego kamieniami, co rozwścieczyło go, ale pozwoliło na odwrócenie jego uwagi. Monstrum zmierzało w kierunku dziewcząt, kiedy Tallos niespodziewanie podbiegł do niego i wsadził mu miecz w tułów, pająk zaczął obracać się bardzo szybko i resztkami sił ukąsił Tallosa z całej siły w przedramię u ręki, w której dzierżył miecz. Pająk padł na ziemię wywołując niezły grzmot, podobnie chłopiec, upadł na ziemię wypuszczając miecz z dłoni. Cathlen podbiegła do Tallosa, zaczęła płakać nad nim i szlochać, Lena również podbiegła do brata. – Dlaczego byłam taka bezmyślna, co ja najlepszego zrobiłam, gdybym nie była tak zapatrzona w tego głupiutkiego owada to nic by się nie stało mojemu ukochanemu braciszkowi! Tallosie proszę cię obudź się! Proszę… - Lena przytuliła się do brata, a następnie położyła dłoń na jego ranie, zaczęła ona świecić. Tallos powoli otwierał oczy a rana zaczęła goić się bardzo szybko, po chwili nie było po niej ani śladu! – Lena! Ty go uzdrowiłaś! Nosisz w sobie światło! Światło, które uzdrawia, leczy i pomaga! Masz w sobie moc!- Radośnie wykrzyknęła Cathleen. Tallos wstał, schował swój miecz powrotem do pochwy, przytulił dziewczyny i ruszyli dalej, tym razem zachowując całkowitą ostrożność. Po chwili wyszli z Pajęczej przełęczy, byli bardzo zmęczeni ale stąd do Szmaragdowej Kniei  było już dosłownie kilka kroków. Wchodząc do lasu Cathleen widziała swoje ulubione kwiaty, księżycową arię, drobne rośliny przypominające róże, były jednak o wiele mniejsze a ich płatki były błękitne i bardzo, bardzo delikatne, niczym jedwab. Po chwili przyjaciele dostrzegli pierwsze domki elfów skryte starannie między drzewami, podświetlone księżycowymi klejnotami, które dawały miłe dla oka, jasne, białe światło. Domy były zbudowane z niezwykłą gracją, jakby wyrzeźbione z drewna, elfy były niewiele mniejsze od ludzi, o jakieś jedną, góra dwie dłonie. Wszystkie zebrały się wokół Tallosa, Leny i Cathleen. Nikt nie mógł uwierzyć, że królowa przeżyła i poprowadzi armię do boju. Pozostał jeden szczegół, wojska Mrocznych miały po swojej stronie Arachne, Tytana o wielkiej potędze, Elfy nie dałyby sobie z nią rady, należało obudzić Arvesa, patrona Mroźnych Elfów. Cathleen w tym celu wzięła ze sobą Lenę, dziewczynce bardzo podobało się u Elfów, udały się do ołtarze wykonanego z błyszczących odłamków wiecznego lodu, przypominających kryształ, w którym zamknięta była władczyni. Przed ołtarzem było widać w oddali lodowe skały, mroźne góry które otaczały Szmaragdową Knieję. Cathleen podeszła do ołtarza, po raz pierwszy miała okazję, aby poznać swoją moc. Zamknęła oczy i zaczęła wypowiadać obce słowa, była to inkantacja, chwilę po tym, gdy królowa nie skończyła jeszcze wypowiadać zaklęcia, lodowe skorupy zaczęły się łamać, ziemia zaczęła drżeć jak gdyby miała się rozstąpić. Znad lodowych skał zaczęło wyrastać jedno skrzydło, następnie drugie, w końcu ukazała się głowa i ogon, aż w końcu łapy i widoczna już była cała sylwetka Arvesa, Mroźnego smoka, którego oddech był czystym skondensowanym podmuchem zimy, posłuszny i całkowicie oddany Cathleen ruszył na północ w kierunku Shaal Dun, Cathleen pospiesznie przybiegła z Leną i rozkazała wojskom wyruszyć za Arvesem, armia mroźnych Elfek długo czekała na odzyskanie swojego domu, teraz gdy po swojej stronie mięli Arvesa i  Cathleen, wiedzieli, że zbliża się kres Mrocznych Elfów. – Ruszajcie moje siostry! Dziś dopełnią się wszelkie przepowiednie, będziemy walczyć do samego końca, nie pozwolimy światu pogrążyć się w mroku! Idźcie i nieście ze sobą światło!- Krzyknęła Cathleen i razem z Leną i Tallosem ruszyli na czele lodowej armii.

Valessa była przygotowana na to od wieków, całe królestwo przekształciła w mroczną fortecę, która wypełniona była sługami mroku świetnie przeszkolonymi i gotowymi do walki. Widać już było wojska Mroźnych Elfów. Valessa nie mogła się doczekać kiedy jej sztylet zatopi się w sercu Cathleen i spali jej blade ciało. –Zaczęło się!- Krzyknęła dumnie Valessa i wyszła poza mury aby obserwować bitwę z bliska. – Idź Arachne! Pożryj ich wszystkich i uwięź w swoich kokonach! Rozkazała swojemu Tytanowi.
Arves nadleciał z góry i jednym lodowym zionięciem zamroził całe setki Mrocznych. Valessa była zdumiona potęgą tego Smoka. Nawet Arachne nie była zdolna go pokonać, próbowała oplątać go swoją pajęczyną, jednak lodowy strażnik bez problemu się z niej wydostał i powalił pajęczą matkę.
Wojska światła i ciemności walczyły ze sobą długo i krwawo, Valessa miała dość widoku, jak jej wojska przegrywają ze znienawidzonymi przeciwnikami, wyciągnęła swój sztylet i zaczęła krwawo mordować elitarnych żołnierzy mroźnych elfów. Arves zaczął ziać w jej stronę, ta jednak uniknęła podmuchu i błyskawicznie znalazła się za nim, wbila swój sztylet w jego łapę. Smok jęknął z bólu i przewrócił się na bok, taranując przy tym żołnierzy obu frakcji, gdy był powalony był już łatwym celem, Valessa dźgnęła go ponownie, tym razem w skrzydło i drugą łapę, smok był obezwładniony, Cathleen nie mogła dopuścić, aby wojska przegrały. Spojrzała się w kierunku Leny i Tallosa. Oni wiedzieli już, że ona też pragnie wziąć udział w bitwie. –Cathleen nie możesz tam iść! – Krzyknęła Lena. –Muszę tam iść! Inaczej nie damy rady. Wy tu zostańcie, uważajcie na siebie- Powiedziała i ruszyła do przodu Cathleen.  Od razu rzuciły się na nią wrogie wojska. Cathleen nie bała się już niczego, stąpnęła mocno a z ziemi wyłoniły się lodowe kolce, które zdziesiątkowały wroga. Valessa ją dostrzegła, zbliżyła się do niej. – Nareszcie przyszła kolej na ciebie, po tobie już nic nie przeszkodzi mi zostać królową jedynej słusznej rasy Elfów. Myślałam, że już zginęłaś, ale to dobrze, że się myliłam, bo dzięki temu zginiesz teraz z mojej ręki!- Powiedziała Valessa i rzuciła się w stronę Mroźnej Władczyni.
Próbowała uderzyć, ale chybiła, ponownie próbowała wbić sztylet w Cathleen, jednak ta była dla niej za szybka. –Czasy mroku i cierpienia już miały swoje miejsce, pora wprowadzić harmonię, od teraz to światło będzie rządziło tymi krainami, a ty stoczysz się w nicość razem z mrokiem!- Warknęła Cathleen, po czym skierowała swoją rękę na Valessę, która była zdezorientowana. Cathleen zaczęła nucić pieśń, Arves usłyszawszy ją, zaczął odzyskiwać siły, zaś Valessa została unieruchomiona. Od jej stóp zaczął obrastać ją lód, nigdy wcześniej nie czuła się tak bezwładna jak teraz, została pokonana, nie była skłonna już nic zrobić, mroczne wojska zostały rozbite a ich przywódczyni zamieniła się w lodową figurę. Mroźne Elfy przejęły wielkie Królestwo, odzyskały swój dom. Cathleen weszła do swojej sali tronowej, to wielki powrót królowej, teraz kiedy jest silna, żadna siła nie zdoła pokonać światła. Cathleen obiecała Tallosowi, że pomoże mu odzyskać krainę ludzi, którą również opanowały Mroczne Elfy, tak też się później stało. Valessa została zamknięta w krysztale, w którym niegdyś przebywała Cathleen, teraz z pewnością będzie ona pod kontrolą Mroźnej Królowej i nie będzie w stanie już nikomu wyrządzić krzywdy. Lena postanowiła zostać z Cathleen, zafascynowały ją Mroźne Elfy, a zdolności magiczne, które posiadała, bardzo szybko się w niej rozwijały. Za jej oddanie Cathleen uczyniła ją po pewnym czasie nową arcykapłanką, która razem z nią miała pilnować porządku i harmonii. O mrocznych elfach słuch zaginął, kraina odzyskała dawno utracony spokój. Nastały rządu ładu i harmonii, które pozwolą poczuć się bezpiecznie każdej istocie w krainie. Pozwoli on na nowo zapanować temu, co dobre. Będzie to czas, kiedy w tych krainach na nowo zaświeci światło, które miejmy nadzieję już nigdy więcej nie zgaśnie.


Chodziłam do tej szkoły już dwa miesiące. Była to placówka na drugim końcu kraju
z internatem. Przed rokiem złożyłam tutaj podanie o zdobycie stypendium z języka angielskiego. Kilka miesięcy temu przyszła pozytywna odpowiedź. Musiałam opuścić moje miasto i udać się w zupełnie inne klimaty. Mieszkając niedaleko Seattle byłam przyzwyczajona do ciągłego deszczu. A jeśli pojawiało się słońce to na dwie godziny. Jednak nie żałowałam, że stamtąd pochodzę. Legenda głosiła, że właśnie w tej miejscowości, żyła pewna rodzina wampirów a jeden z nich zakochał się w śmiertelniczce. I już zawsze byli razem. Osobiście nie wierzyłam w zjawiska paranormalne, ale nie można zaprzeczyć historii miasta.
            Teraz byłam w najsłoneczniejszym miejscu, w Kalifornii. Nagła zmiana pogody trochę dziwnie na mnie wpływała, ale po dwóch miesiącach można się było przyzwyczaić. Często po zajęciach wychodziłam z Mają-moją jedyną przyjaciółką-na plażę. I muszę przyznać jej rację. Moja cera zrobiła się o stopień ciemniejsza. Cieszyłam się z tego, bo mieszkając w Seattle byłam blada jak wampiry w legendzie.
            Tak, jak co tydzień, tak i ten sobotni dzień należał do mnie i Mai. Umówiłyśmy się na obejrzenie filmu przy wielkiej paczce popcornu. Postanowiłam, że kaloriami będę się martwić później. Rozsiadając się wygodnie na moim łóżku usłyszałyśmy głos dyrektorki
z radiowęzła:
-Informuję wszystkich uczniów, że w poniedziałek do naszej szkoły przybędzie nowy uczeń. Jak zawsze proszę o kulturalne zachowanie i przyjazną atmosferę w stosunku do Waszego nowego kolegi. Dziękuję i życzę udanego weekendu.
Przyjrzałam się koleżance:
- O mnie też była taka informacja?- Zapytałam ze zdziwieniem.
-Tak. Słowo w słowo- Odpowiedziała z uśmiechem.
-Co oglądamy? Mam kilka filmów, przejrzyj i wybierz- Podpowiedziałam.
-Oooo…proszę obejrzyjmy ,,Anioł z grzechem’’- Poprosiła.
Zaczęłyśmy oglądać film i już nie zadawałam żadnych pytań.
            Tak minęła nam sobota. Niedziela była dość podobna. Wspólnie z Mają odrobiłyśmy lekcję a potem poszłyśmy na świetlicę. Mogłyśmy tam posiedzieć i robić,
co chciałyśmy. Wybrałyśmy najbardziej nudną możliwość, jaka zakwitła w naszych głowach. Przez cały wieczór grałyśmy w karty, aż każda z nas poszła do swojego pokoju przygotować się do jutrzejszego dnia.
            Z samego rana zerwałam się o wiele później niż powinnam. Lekcję zaczynałam
o godzinie dziewiątej a na zegarze była ósma trzydzieści. Szybko wybiegłam z pokoju kierując się na pierwsze piętro, gdzie była kuchnia. Nie patrząc pod nogi postawiłam nierówno nogę, która się wykręciła i cały mój ciężar zaczął spadać po schodach. Czułam jedynie ból.
            Leżałam ze świadomością, że wszyscy są na lekcji i nikt nie widzi mnie rannej. Nie potrafiłam wstać. Czułam się jakbym pękła na milion drobnych kawałków. Był jeden plus, żyłam. Po chwili, która wydawała się wiecznością poczułam, że ktoś podnosi mnie jakbym nic nie ważyła.
Usłyszałam cichy szept „Cicho. Cicho. Nie ruszaj się”. Potem była już tylko ciemność.
            Obudziłam się białym pokoju. Ściany miały odcień tak jaskrawy, że przydałyby mi się okulary przeciwsłoneczne. W jednej chwili nad moją głową pojawił się kobiecy cień. Była to lekarka na dziennym dyżurze. Zaświeciła mi latarką w oczy i przyjrzała mi się jakby mnie
w życiu na oczy nie widziała.
-Jak masz na imię?- Zapytała.
-Emm…Stacy. Przecież pani wie.
-Podaj mi dokładną datę swojego urodzenia.- Poprosiła doktor.
-Ojej. Dwudziesty listopada tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt siedem.
-Dobrze. Pamiętasz, co Ci się stało?
-Z tego, co pamiętam to nieprawidłowo stanęłam na schodach i noga mi się wykręciła. Spadłam na sam dół. Pamiętam jeszcze jakiś męski głos i potem zemdlałam. Co mi jest?- Zapytałam niecierpliwie.
-Po wstępnych badaniach muszę stwierdzić, że doznałaś wstrząsu mózgu oraz rozcięłaś głowę.  I miałaś jednocześnie wiele szczęścia, że ten młodzieniec przyniósł Cię niedługo po wypadku. Jakbyś straciła więcej krwi mogłoby być o wiele gorzej.- Odpowiedziała smutno.
-Można wiedzieć, jaki młodzieniec?
-Przedstawił się, jako Roman. Dość nietypowe imię. Jest tym nowym uczniem na poziomie Twoim z języka angielskiego.
-Dziękuję-odpowiedziałam a po dłuższej chwili usnęłam.
            Nie wiem ile spałam. Ostatnio, co pamiętałam to rozmowę z lekarzem. Otworzyłam oczy i chciałam się podnieść, ale jedynie, co mi się udało to zasyczeć przeraźliwie
z ogromnego bólu, jaki poczułam.
-Obudziłaś się- orzekł gruby, męski głos.
 Właśnie w tym momencie zauważyłam, że jakiś obcy i nieznany mężczyzna jest u mnie
w pokoju. Nie umiałam zareagować. I skąd wiedział, że się obudziłam jak nawet się nie odwrócił. Stał przy moim oknie, przez które był piękny widok na plażę.
-Skąd wiesz jak nawet się nie odwróciłeś? I kim ty do zielonej choroby jesteś? Jak się znalazłeś w moim pokoju?!- Zapytałam zdenerwowana.
-Zdenerwowanie jest niewskazane przy Twoim wypadku.- Odparł spokojnie patrząc dalej przed siebie z rękami włożonymi w kieszenie.
-Odpowiedz mi, albo wezwę ochronę- Odrzekłam gniewnie.
-Wiem, bo wydałaś dość informujący odgłos.
-Biorąc na logikę, mogłam zrobić też tak przez sen.-Tym stwierdzeniem wprowadziłam go
w zdziwienie. Po jego spiętych ramionach widziałam, że nie wiedział, co odpowiedzieć,

w końcu mu się udało.
-Może i tak. Nieważne.- Zbył mnie tą odpowiedzią i wreszcie się odwrócił.
            Stanął do mnie przodem. Teraz dopiero zauważyłam jak jest zbudowany. Wyglądał jak nie z tej ziemi a zarazem tak ludzko. Jego klatkę piersiową opinał t-shirt wciągnięty
w spodnie. Na to jeszcze miał założoną kurtkę ze skóry. Wszystko to było w tak czarnych kolorach jak noc. Teraz dopiero spojrzałam na jego twarz, na której tkwił zadziorny uśmiech jakby się ze mnie nabijał. A ja w tej chwili zdałam sobie sprawę, że patrzę na niego
z otwartymi ustami.
-Człowieka nie widziałaś?- Zapytał.
-Zamknij się!- Warknęłam opadając na poduszki.- Widziałam. Nie raz dla Twojej jasności.
Kusiło mnie, żebym spojrzała na niego ponownie, ale czułam na sobie jego wzrok. Jednak ciekawość zwyciężyła. Miał ładne rysy i wydatne kości policzkowe. Oczy świeciły mu się na zielono. Idealnie pasowały do jego stroju i tak samo czarnych włosów. Był przystojny. Patrzył na mnie z tym drwiącym uśmieszkiem.
-Czemu taka agresywna?- Dopytywał się.
-Czemu taki ciekawski?- Odbiłam piłeczkę.
-Cóż…tak po prostu.
-Denerwuje mnie, że w moim pokoju jest obcy mężczyzna, który patrzy na mnie z drwiącym uśmiechem. Nie wiem nic o Tobie i jestem za słaba do obrony. Zadowolony?!
-Zadowolony, choć w duszy…-zaśmiał się sam ze swoich słów- czułem, że i tak mi odpowiesz. Nie zrobię Ci krzywdy. Mam na imię Roman. To ja zaniosłem Cię do lekarki
i poprosiłem o opiekę nad Tobą.
-Naprawdę? Och, przepraszam. To Ty. Dziękuję za uratowanie mi życia. Gdybym straciła więcej krwi byłoby ze mną marnie.
-Nie wątpię. Doktor kazała, że masz leżeć w łóżku. Mam się Tobą opiekować całą dobę. Przekonałem dyrektorkę, żeby pozwoliła mi spać w Twoim pokoju.
            Zaczerpnęłam głośno tchu i spojrzałam na niego wielkimi oczami.
-Ale jak to w moim pokoju?- Zapytałam.
Uśmiechnął się, spojrzał w okno i odpowiedział.
-Jak już zauważyłaś jest pokój, do którego nie miałaś dostępu? To jest sypialnia awaryjna
i właśnie tu będę spał. Pogódź się z tym. Jesteś pod moją opieką. Podać Ci coś do picia? Chcesz coś zjeść?
Mówiła tak jakby mowa nie sprawiała mu kłopotu. Mam na myśli to, że ani razu nie potrzebował złapać powietrza, aby mówić dalej. Wszystko na jednym wydechu.
-Jak już zostałam skazana na Ciebie to poproszę herbatę i ciastka zbożowe z czekoladą, oraz więcej informacji o Tobie? A tak przy okazji jestem Stacy. –Opowiedziałam.
-Wiem. Już idę po pożywienie. Nie wstawaj!- Powiedział to głosem niemniej rozkazującym.
            Zostałam na chwilę sama. Podniosłam się lekko i skierowałam do pokoju Romana. Weszłam i ze zdziwieniem przyglądałam się wystrojeniu. Pokój wyglądał tak jak mój. Prawie ten sam układ. Łóżko pod ścianą na końcu pokoju. Obok szafka. Kolor ścian szary. Pasował kolorystycznie do mojego intensywnego fioletu. Stałam oparta o futrynę i przyglądałam się
w namyśle.
-Mogłaś poprosić to bym Cię wpuścił- Odrzekł z humorem. A ja podskoczyłam ze strachu krzycząc w niebogłosy.
-Nie mogłeś powiedzieć, że wchodzisz?- Zapytałam z wyrzutem.
-Spokojnie. Miałaś nie wstawać. Jak tak dalej pójdzie to zmienię Twoje nawyki w słuchaniu starszych.
-Starszych?
-Tak. Jestem o rok starszy od Ciebie. Do łóżka!- Wskazał palcem na mój pokój.
            Weszłam do siebie i położyłam się po prawej stronie łóżka. Po lewej usiadł Roman patrząc na mnie pytającym wzrokiem. Kiwnęłam głową. A on rozłożył się wygodnie, położył tacę na kolanach i podał mi kubek. Rozmawialiśmy do końca wieczora. Po kąpaniu też siedzieliśmy długo. W końcu zamknęłam oczy i usnęłam. Miałam nadzieję, że to było znakiem, iż ma wrócić do siebie, choć polubiłam go.
            Obudziłam się w nocy. Zauważyłam, że drzwi są do niego otwarte. Chciałam pójść po cichu do kuchni po sok marchewkowy. Na palcach z bólem głowy skierowałam się do wyjścia. Otwierając usłyszałam jego głos i skrzywiłam się z uśmiechem:
-Dokąd to?- Zapytał po chwili znajdując się między mną a drzwiami.
-Czy Ty nigdy nie śpisz? Obserwujesz mnie?
-Może. Co chciałaś?
-Soku z marchwi- odparłam.
-Zaczekaj tu.- Wyszedł.
Po chwili pojawił się z sokiem i paczką ciastek maślanych. Usiadł obok mnie na łóżku
i przyglądał mi się jak piję i jem. W pewnym momencie odwrócił się ode mnie i zaczął się śmiać z bólem. Spojrzałam na niego.
-Co?
-Nie nic. Przypominasz mi charakterem kogoś i swoją energią. Nie wychodź, proszę. Dobranoc.
 Wypiłam, zjadłam i poszłam spać.
            Tak jak wczoraj tak minęły mi kolejne dwa tygodnie. Całe dnie spędzałam
z Romanem, gdy miał przerwę. Raz zajrzała do mnie Maja z lekcjami, ale jak zobaczyła mojego współlokatora, więcej się nie pojawiła. W tym też ją musiał wyręczyć. Czuliśmy się w swoim towarzystwie bardzo przyjemnie. Chodziliśmy ubrani na czarno i śmialiśmy się
z tych samych żartów. Byliśmy podobni a zarazem pod względem charakteru kontrastujący. On zachowywał zawsze idealny spokój natomiast ja szybko potrafiłam się zdenerwować. Całe dnie mijały szybko.
            W końcu doktor Delena pozwoliła mi iść do szkoły. Uradowana skierowałam się do klasy językowej, gdzie miałam angielski. Mój towarzysz już tam czekał. Siedział sam
w ostatniej ławce. Widziałam w jego oczach zachęcenie. Usiadłam a wszyscy spojrzeli się na mnie ze zdziwieniem. Lekcja się zaczęła. Weszła pani profesor i poprowadziła lekcję.
            Gdy ta się skończyła podbiegła do mnie Mimi, klasowa panienka.
-Czemu z nim siedzisz?- Zapytała.
-Bo tak. –Odpowiedziałam i ją wyminęłam.
-Chyba nie słyszałaś najświeższych plotek. Podobno zabił swoją dziewczynę jak się dowiedział, że go zdradziła z jakiś kolesiem. Potem również skrócił życie jemu. Będziesz następna!- Krzyknęła.
Ja w odpowiedzi tylko trzasnęłam drzwiami. Weszłam do naszego pokoju i zobaczyłam,
że Roman jak miał w zwyczaju stoi w oknie. Lekko pociągnął nosem, przetarł oczy
i nasłuchiwał moich ruchów. Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na barku.
-Ty płaczesz.
-Nie, coś mam tylko ze wzrokiem. Ta plaża jest piękna. Jak Twoje koleżanki? Stęskniły się?- Zapytał.
-Zaczepiła mnie Mimi i …- urwałam nie zdradzając jej gadki.
-I powiedziała Ci o mnie to, że rzekomo zabiłem swoją dziewczynę i tak dalej?
-Tak.
-To nie prawda, ale nie musisz mi wierzyć. – Odpowiedział smutno.
-Nie wierzę im. Powiesz mi jak było?
Spojrzał na mnie dziwnie. Powiedział donośne „Nie” i wyszedł trzaskając drzwiami.
            Kolejne dni były pod znakiem zapytania. Nie odzywał się do mnie, mimo,
że próbowałam nawiązać konwersację. Może cierpiał? Nie wiedziałam. Nie umiałam
go zmusić, aby mi powiedział. Przyjaźniliśmy się, ale chyba nie był gotowy. Wiem, że musiał czuć się z tym źle.
            Któregoś dnia siedzieliśmy cicho w ostatniej ławce na angielskim. Lekcja mijała
w spokoju jak każda inna. Notowałam notatki aż do klasy wbiegła dyrektorka i oznajmiła,
że jest problem. Na korytarzu obok naszej sali znaleziono martwą dziewczynę. Straciła
z organizmu większość krwi i miała rozcięte gardło. Gdy tylko usłyszała to Mimi głośno krzyknęła imię „Roman’’. Prawie cała klasa zaczęła się śmiać. Ten tylko z hałasem wstał
i wybiegł z klasy. Śmiech się wzmocnił. Natomiast,, moja ulubiona” koleżanka znalazła sobie kolejną ofiarę.
-No dalej Stacy! Biegnij za klasowym mordercą.
Spojrzałam na nią wyniośle i wyszłam za Romanem.
            Weszłam do pokoju i zajrzałam do niego. Leżał z zamkniętymi oczami tyłem do mnie. Usłyszał moją obecność, bo spiął ramiona, ale nie odezwał się słowem. Skierowałam się na jego łóżko. Położyłam i objęłam go prawą ręką. Nie odwrócił się do mnie, ale powiedział:
-Idź stąd. Uważaj, bo jeszcze Cię zabiję.
-Nie bądź głupi. Nie wierzę w to. Przestań ich słuchać.
-To nie ma znaczenia. Idź, proszę- Powiedział niemal błagalnie.
Podniosłam się energicznie, położyłam go na plecach i usiadłam na nim. Ręce wykręciłam mu w górę i przysunęłam się niemal dotykając jego ust.
-Powiesz mi to tu i teraz. Słucham.
-Od kiedy Cię stać na takie gesty?- Zapytał ze swoim uśmiechem.
-Nie zmieniaj tematu! Słucham!
Podniósł się, położył mi ręce na biodrach i zsunął na kolana. On spojrzał w okno i zaczął opowiadać.
            To wszystko, o czym plotkowała szkoła nie była prawdą a ja czułam to w duszy. On nigdy nikogo nie zabił. Była dość odwrotnie. Zakochał się w dziewczynie, do której podobne uczucie czuł inny chłopak. Rywalizowali przez lata, podczas, gdy ona zdecydowała, że chce Romana. Alex nie mógł się z tym pogodzić i wyzwał Romana na walkę. Dziewczyna nie mogąc patrzyć na to skoczyła z mostu.
            Po wysłuchaniu całej historii patrzyłam na niego zupełnie inaczej. Przekalkulowałam wszystko na swój rozum i przytuliłam go do siebie. On objął mnie równie mocno. Gdy usiedliśmy już obok siebie zaczęliśmy przyglądać się sobie nawzajem.
-Dziękuję, że nie wzięłaś mnie za mordercę.
-Nie ma, za co- dotknęłam jego policzka.
Przysunął się do mnie i pocałował lekko nie wiedząc czy może sobie na to pozwolić. Odpowiedziałam na jego gest podobnie.
            Gdy odsunął się ode mnie powiedział coś, co zaskoczyło mnie a zarazem zdenerwowało.
-Zapomniałem powiedzieć, że jestem upadłym aniołem. On był czarownikiem. A dziewczyna śmiertelniczką.
-Proszę Cię, nie wymyślaj bajek w tak poważnej sytuacji.
-Mówię prawdę. Istnieją takie postaci. A ty przed chwilą całowałaś jedną z nich.
-Po woli. Mówisz, że jesteś upadłym aniołem? To przed miłością do dziewczyny byłeś prawdziwym?
Odpowiedzią było tylko kiwnięcie głową.
            Energicznie zeskoczyłam z łóżka i spojrzałam na niego ze złością.
-Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć?
-Chciałem mieć pewność, że mogę Ci ufać. –Odparł zaskoczony moim gniewem.
-Spędziliśmy razem tyle czasu a Ty nie wiedziałeś, że możesz mi ufać?! Sądziłam, że się przyjaźnimy.
-Czekaj…
Wyskoczyłam z pokoju i pobiegłam na hol. Stała tam kanapa. Położyłam się na niej
i zaczęłam płakać. Ufałam w tej szkole dwóm osobom. Maja wystawiła mnie podczas choroby a Roman okłamywał mnie przez cały czas. Rozmyślałam nad wszystkim. Usłyszałam ciche kroki.
-Stacy, proszę.
-Odejdź stąd! Nie podchodź do mnie!- Krzyknęłam.
-Przepraszam.- Powiedział i poszedł do pokoju.
Płacząc tak usnęłam.
            Obudziłam się na tym samym miejscu, co wczoraj. Byłam tylko przykryta kocem. Widziałam wgniecenie w moich nogach. On tu był. Pilnował mnie przez całą noc.
Poszłam po cichu do swojego pokoju. Weszłam z niepokojem i jedyne, co zastałam to ciszę. Po kolei rozejrzałam się. Jego łóżko było ładnie pościelone a na nim leżała list. Podeszłam
i przeczytałam.
,,Koleżanko z sąsiedniego pokoju:
Kochana Stacy:
Droga Stacy:
Wiem, że masz mnie za potwora. Rozumiem Cię doskonale. Nie powiedziałem Tobie tego najważniejszego, kim jestem a ufałem Ci. Wiedziałem, że jako jedyna z tych wszystkich tutaj uczących się, zaufasz mi, że głoszone plotki nie będą miały dla Ciebie żadnego znaczenia. Dziwi mnie jedynie, czemu odebrałaś tą informację jak cios w serce. Przecież mogłem mieć małą tajemnicę. Nie, z resztą nie. Nie mogłem. Jesteś fantastyczną dziewczyną. Bardzo się do Ciebie przywiązałem, ale ostatnie wydarzenia kazały mi zmienić moje plany, które żywiłem wobec nas. Jeśli w ogóle byliśmy jacyś my. Musisz się jeszcze wiele nauczyć o takich istotach jak my. Zamierzam do Ciebie wrócić, jeśli tylko będziesz mnie chciała. Nie. Zamierzam do Ciebie wrócić i zrobić wszystko byś znowu mnie chciała. Na dzień dzisiejszy niestety musiałem opuścić ten pokój. Czułem się w nim naprawdę dobrze. Z Tobą. Są osoby, które nie tolerują takich jak my. Ścigają nas i zabijają. Jest tylko jeden sposób, by odzyskać spokój i wyruszyłem na poszukiwanie tego. Nawet jak nie będę przy Tobie, to będę Cię obserwował i chronił. Zaufaj mi i czekaj na mnie.
                                                                                             Z wyrazami miłości Roman”
                Stałam jak wryta. Patrzyłam się na kartkę papieru, która miała kilka skreśleń.  Postanowiłam ją schować głęboko w szafce.  Nie wiedziałam jak zareagować na te słowa. Głęboko w sercu chciałam, aby wrócił i był ze mną a z drugiej strony czułam do niego zawód za to kłamstwo.
            Dziś było zakończenie roku. Długiego roku, w którym się wiele zdarzyło. Wystarczyło odebrać świadectwo i wrócić na całe dwa miesiące do domu.  Czekałam cierpliwie, aż padnie moje nazwisko
z pośród sześćdziesięciu na moim poziomie.
            W końcu dostałam to, co upragnione. Oceny miałam pozytywne. Jak na to, co przeszłam rok szkolny skończyłam na czwórkach. Teraz pozostawało mi się spakować. Robiłam to w spokoju, gdy do mojego pokoju zapukała Maja:
-Hej, mogę?
-No cóż…tak, wejdź. Mam tylko chwilę, pośpiesz się. – Powiedziałam.
-Chciałam przeprosić za moje kilku miesięczne zachowanie i życzyć Ci udanych wakacji. Przepraszam.
            Spojrzałam na nią i przez głowę przebiegło mi masę uczuć. W końcu nie mogąc dłużej jej ignorować podbiegłam do niej i ją mocno przytuliłam.  Stałyśmy tak przez dziesięć minut. Następnie się rozstaliśmy.
            Po spakowaniu się zeszłam do samochodu i ruszyłam w długą trasę. Siedziałam cicho. Nikt nie chciał wspominać mojego wypadku.  Gdy prawie dojeżdżaliśmy do domu było już ciemno. 
W pewnym momencie przed maskę wyskoczyła sarna. Tata nie mogąc utrzymać kierownicy wpadł z samochodem do rowu. Znowu poczułam to nieprzyjemne uczucie. Ciemność.
            Obudziłam się znowu w pomieszczeniu pełnym bieli. Czułam tak zwane
déjà vu.
W tym samym momencie usłyszałam męski głos. I to nie był głos, który chciałabym usłyszeć po jakimkolwiek wybudzeniu.
-Dzień Dobry panno Stacy.- Odezwał się lekarz.
-Witam. Co się stało?
-Mamy dla Pani złe wieści. Była pani w półrocznej śpiączce po wypadku samochodowym. Cudem jest, że pani się wybudziła. Po wstępnych Badach mogę stwierdzić, że wszystko jest
w porządku. Po rehabilitacji zostanie pani wypisana. Reszta rodziny nie przeżyła. Przykro mi. Pogrzeb zaplanowała pani dalsza rodzina. Mogę złożyć z mojej strony głębokie kondolencje. Proszę odpoczywać.
            Te wszystkie informację przypłynęły do mnie w ciągu kilku minut. Nie wiedziałam, co zrobić. Wszystko, co miałam legło w gruzach. Cała moja rodzina zginęła w wypadku. Tylko ja przeżyłam. Cudem.
            Już wiedziałam, że była to sprawka Romana. Tylko, czemu pomógł mi a nie innym? Obserwował mnie i chronił. Tak jak obiecał. Jeszcze tylko nie dotrzymał jednej obietnicy. Nie wrócił do mnie. Miałam nadzieję, że to się zmieni.