Aktualnie czytamy: Jo Nesbø "Czerwone Gadrło"
Najbliższe spotkanie odbędzie się: STYCZEŃ

O nas

Pasjonaci, bibliofile, mole książkowe - można nazywać nas na wiele sposobów. Łączy nas jednak wspólna miłość, jaką jest czytanie. Sięgamy po dzieła z wszystkich możliwych gatunków i dyskutujemy nad nimi przy ciepłej herbacie i jeszcze cieplejszej atmosferze.
Kontakt: w.swiecie.literatury@gmail.com

Popular Posts

Obsługiwane przez usługę Blogger.
piątek, 25 kwietnia 2014


Rozpaczliwy, dziecięcy krzyk przerwał ciszę, jaka panowała tej nocy na zamku Kadven. Lady Katherine zerwała się z łóżka. Przerażona, wybiegła z komnaty na pogrążony w egipskich ciemnościach korytarz. Kierując się odgłosami łkania, po kilku minutach błądzenia dotarła wreszcie do celu.
       Wchodząc do rozświetlonego blaskiem księżyca pokoju, ujrzała kulącą się na środku pokoju, kilkuletnią, czarnowłosą istotkę w białej koszuli nocnej. Po jej bladej twarzy spływały łzy. W małych, drżących rączkach ściskała misia.
       - Selena... - Katherine podeszła do córeczki. Wzięła ją na ręce. Dziewczynka upuściła zabawkę, wtulając się w ramiona matki.
       - Mamo... Ś-ścigali mnie... - łkała.
       - Spokojnie, kochanie - szepnęła kobieta. - To był tylko zły sen. Jesteś bezpieczna.
       - T-to nie był s-sen, on-ni tu byli... I zabili...
       - Co ty mówisz, kotku! W tym zamku nikt nie podniesie na ciebie ręki, nic ci nie grozi. - Położyła córkę do łóżka i okryła pierzyną. Szybko zapaliła stojącą na stoliku nocnym świecę. W zapłakanych, błękitnych oczkach odbijało się słabe światełko.
       - Mamusiu, nie zostawiaj mnie! Oni tu wrócą!
       - Jacy oni, Seleno? - Katherine pogłaskała córeczkę po głowie.
       - Żołnierze... Z mieczami... Zobacz!
       Dziewczynka przyłożyła swoją dłoń do matczynego czoła. Kobieta ujrzała z przerażeniem, jak oczy Seleny zaczynają lśnić. Blask niemal ją oślepił. Chciała krzyknąć „Przestań!”, ale nagle obraz przed nią rozpłynął się.
       Była nią, była Seleną. Biegła jednym z zamkowych korytarzy. Za sobą słyszała krzyki i tupot nóg. Czuła, że jest w niebezpieczeństwie. Widziała ich bezlitosne twarze i straszliwy błysk w zimnych oczach żołnierzy. Uciekała, modląc się, żeby prześladowcy jej nie dogonili.
       Dobiegła do ostatnich drzwi. Wpadła do komnaty rodziców, a za nią po chwili trzej wojownicy. Ujrzała przerażoną twarz swojej matki, Lady Katherine.
       - Zostawcie moje dziecko! - krzyknęła, zasłaniając Selenę swoim ciałem.
       Sekundę później murami wstrząsnął agonalny krzyk, kiedy jeden z żołnierzy przeszył kobietę mieczem. Szkarłatna posoka opryskała białe ściany, spłynęła na marmurową posadzkę.
       Ktoś chwycił ją w ramiona. Próbowała się wyrwać, płakała i szamotała się, ale stalowy uścisk napastnika tylko się wzmocnił. Poczuła, że się dusi...
       Z krzykiem Katherine powróciła do rzeczywistości. Jej zamglony od łez wzrok wpatrywał się w małą, bezbronną dziewczynkę. Kobieta poczuła, że po czule spływa jej kropelka potu.
       Chwyciła misia, leżącego na podłodze. Podając zabawkę Selenie, odkryła, że drżą jej dłonie.
       - Kochanie... nigdy więcej tak nie rób, dobrze? Obiecaj mi.

***
       - Eric! - kilkunastoletnia, czarnowłosa dziewczyna wbiegła niespodziewanie do stajni. Nie zwracając uwagi na kłaniających się jej parobków, podeszła wprost do młodzieńca o kasztanowych włosach, zajmującego się właśnie szczotkowaniem wspaniałego, karego ogiera. Usłyszawszy swoje imię, chłopak szybko odwrócił się i ukłonił.
       - Tak, panno Seleno?
       - Przygotuj Dragona, wybieram się na przejażdżkę - odparła z uśmiechem. - Chciałabym, żebyś pojechał razem ze mną.
       - Oczywiście, pani - odpowiedział Eric. Odwiązał karego konia, po czym osiodłał go i wyprowadził na zewnątrz. Pomógł wsiąść Selenie na grzbiet wierzchowca, a sam dosiadł mniejszego, ale umięśnionego kasztanka.
       - Za mną! - krzyknęła dziewczyna i puściła się galopem przez rozświetlone porannym słońcem zamkowe błonia. Zdziwiony młodzieniec popędził swojego konia i popędził za Seleną.
       Dragon gnał niczym wicher. Pęd powietrza sprawiał, że dziewczynie wydawało się, iż za chwilę wzlecą niczym legendarny pegaz i jego jeździec. W jej lazurowych oczach tańczyły iskierki radości, policzki poczerwieniały.
       Po kilku minutach szaleńczego galopu dotarli do lasu. Selena zmniejszyła trochę tempo i zagłębiła się w zieloną puszczę. Nie zatrzymywała się, dopóki nie ujrzała przed sobą niewielkiej polanki. Wtedy to pociągnęła za lejce, a koń posłusznie stanął.
       - Za pozwoleniem, pani - zaczął nieśmiało Eric, zsiadając z kasztanka - Po co nas tu przyprowadziłaś?
       Selena uśmiechnęła się tajemniczo.
       - Tu nikt nas nie podsłucha.
       Razem przywiązali wierzchowce do pnia wiekowego dębu. Kiedy skończyli, dziewczyna poprosiła stajennego, aby usiadł naprzeciw niej. Przez chwilę milczała, jakby wahała się przed czymś. W końcu jednak przemówiła.
       - Znamy się od dziecka. Nigdy mnie nie zawiodłeś, wiem, że mogę ci ufać. - Uśmiechnęła się. - Dlatego też chciałabym powierzyć ci mój największy sekret. Przyrzeknij mi, że nikt nie dowie się o tym, co tu zobaczysz.
       Z poważną miną Eric wstał, dotknął prawą dłonią serca, a potem ust, skłonił głowę.
       - Na krew mojej matki i mego ojca, przyrzekam milczeć!
       Selena zdawała się być usatysfakcjonowana przyrzeczeniem.
       - Nie przeraź się tylko - powiedziała, po czym położyła dłonie na trawie. Jej oczy zaczęły lśnić lazurowym blaskiem. Po chwili z ziemi wyrósł przepiękny kwiat róży.
       Przez minutę Eric nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa. Stał, wpatrując się tępo w roślinę. W głowie Seleny pojawiła się straszna myśl, że może zaraz ucieknie od niej. On jednak wydał z siebie dziki krzyk radości.
       - Wiedziałem, wiedziałem!
       - Co wiedziałeś? - wykrztusiła z siebie dziewczyna, zadziwiona tym nagłym wybuchem szczęścia.
       - Patrz, pani, patrz! - powiedział, po czym stanął na środku polany. Jego mięśnie napięły się, jęknął i upadł. Selena już chciała do niego podbiec, gdy nagle ciałem chłopaka poczęły wstrząsać drgawki. Konie zarżały, przerażone. Ze skóry Erica wyrosła złota sierść, kończyny zaczęły przekształcać się w łapy, włosy gwałtownie urosły, zamieniając się w grzywę.
       Chwilę później kilka metrów przed nią stanął najprawdziwszy lew.
       Nie bój się pani, to ja, usłyszała jego głos w głowie. Długo myślałem, że jestem jedynym odmieńcem...
      
- Nie jesteś odmieńcem, Ericu! - krzyknęła zachwycona Selena. - Jesteś zmiennokształtnym!

***
       Katherine właśnie przechodziła korytarzem obok okna, kiedy jej uwagę przykuły dwie postacie stojące na dziedzińcu. Zatrzymawszy się, wyjrzała na zewnątrz. Ujrzała chłopca stajennego, rozmawiającego z Seleną. Trzeci raz w tym tygodniu. Z niedowierzaniem wpatrywała się w scenę za oknem, modląc się w duchu, by nikt z ważnych osobistości tego nie zauważył – wystarczy, że służba plotkuje.
       Zbiegła po schodach wprost do holu. Selena właśnie wchodziła.
       - Zdecydowanie za dużo czasu spędzasz z tym stajennym. - Katherine spojrzała krzywo na córkę.
       - To Eric, matko, i jest moim przyjacielem - odezwała się Selena nieco wyzywającym tonem.
       - Co proszę? - Kobieta nie mogła uwierzyć własnym uszom.
       - To mój przyjaciel.
       - Dziecko, to nieodpowiedzialne! Zadawać się z kimś niższego statusu! Co sobie o nas pomyślą inni, Seleno?
       - Nie interesuje mnie to. - W głosie dziewczyny słychać było irytację. - On jeden mnie rozumie.
       - To stajenny!
       - Nie oznacza, że jest gorszy od nas!
       - Zakazuję ci się z nim spotykać.
       - Nie możesz...!
       - Mogę. A teraz idź odświeżyć się przed kolacją.

***
       - Panie, mamy go.
       Ragnamaar spojrzał z góry na kłaniającego mu się strażnika. Wieści były nadzwyczaj dobre – nie spodziewał się tak szybkich efektów poszukiwań.
       - Prowadź. - Ton jego głosu był zimny, władczy, jak na dobrego króla przystało. Żołnierz wstał, po czym ruszył w kierunku pałacowych korytarzy.
       Zeszli w dół krętymi schodami, do piwnic, a potem do lochów. Wojownik, z pochodnią w ręce, prowadził go ciemnymi, wąskimi przejściami i podziemnymi tunelami. Spod ich stóp umykały przerażone szczury, popiskując żałośnie. Czasami natrafiali na rozmieszczone po obu stronach korytarza cele – kilka z nich było zajętych. Leżący tam więźniowie odziani w łachmany, widząc zbliżających się ludzi, podpełzali do krat i jęczeli, prosząc o łaskę. Wokół cuchnęło odchodami, potem i krwią.
       W końcu dotarli do ostatniej celi. Siedzący w niej człowiek był cały posiniaczony. Ubrania, podarte i zaplamione krwią, wisiały na wychudłym ciele. Lecz nie to zwróciło uwagę króla – mężczyzna był ślepy. Oczy miał przewiązane brudną, szarą szmatą.
       - Witaj, królu Ragnamaarze. - Śmiałość w głosie zaciekawiła władcę. Gestem powstrzymał strażnika , który chciał skarcić więźnia za brak szacunku. Na razie ten obdartus jest mu potrzebny – później ukarze go w bardziej wyrafinowany sposób.
       - Wiem, czego ode mnie oczekujesz – odezwał się znowu – i miej pewność, że ci w tym nie pomogę.
       - Naprawdę? - Usta monarchy wykrzywił drwiący uśmieszek – Mam niesamowity dar przekonywania.
       - Nie boję się tortur, Ragnamaarze. Gorsze rzeczy dopadały mnie za życia. Wiem też, że nie zabijesz mnie, dopóki jestem ci potrzebny.
       Uśmiech nie zniknął z twarzy króla.
       - Nie stosuję tortur cielesnych, o nie. Są brutalne i nieprzyjemne dla oka. - Odwrócił się plecami do celi.
       - Przemyśl moją propozycję. Przyjdę tu jutro o świcie i oczekuję ostatecznej odpowiedzi.
       Już miał odejść, kiedy brudna, wychudzona dłoń mężczyzny chwyciła go za ramię i energicznie przyciągnęła w stronę krat. Do jego uszu dotarł złowieszczy szept.
       - Znam twoją tajemnicę. Wiem, czego się lękasz. A twój strach jest słuszny.
       Wojownik złapał za dłoń więźnia i odepchnął go w głąb celi, grożąc mieczem. Ragnamaar starał się zachować na twarzy obojętność, choć słowa ślepca wstrząsnęły nim. Otrzepał szaty z wyimaginowanego brudu.
       - Masz całą noc na decyzję – odrzekł, po czym ruszył z powrotem w głąb tunelu.
       - Nie ustrzeżesz się przeznaczenia! - krzyk poniósł się echem po korytarzu. Po plecach króla przeszedł dreszcz.
***
       Słaby blask księżyca wpadał przez okno do pokoju, rozpraszając nieco mrok. Ze zgaszonego kominka wysypywał się stos popiołu. Pośród rzeźbionych mebli stało bogato zdobione łoże, na którym, wśród puchowych pierzyn i delikatnych poduszek, powinna odpoczywać Selena.
       Ale Selena nie spała. Przemykała właśnie zamkowymi korytarzami, stąpając cicho niczym cień. W prawej dłoni trzymała oprawioną w skórę księgę. Bezszelestnie przemknęła obok pogrążonego w błogim śnie strażnika. Otwierając ukryte za gobelinem drzwi, weszła w mrok. Zbiegła szybko schodami dla służby do kuchni, aż wreszcie, z triumfalnym uśmiechem, wydostała się na zewnątrz.
       Eric już tam na nią czekał. Gestem nakazał jej ciszę, a potem wskazał na kolejnych dwóch strażników, drzemiących nieopodal. Oboje, stąpając jak najciszej, przeszli obok, aż dotarli do ogrodów. Tam ukryli się za jednym z krzaków. Selena wyciągnęła świecę, skrytą w dziurze, a chłopak za pomocą krzemienia zapalił ją. W migotliwym świetle płomienia Eric ujrzał książkę. Przez kilka minut przyglądał się jej w niemym zachwycie.
       - Czy mógłbyś otworzyć ją w miejscu, gdzie zaznaczyłam? - uprzejmie poprosiła dziewczyna. Stajenny podniósł tomiszcze ostrożnie, jakby było z kruchego szkła. Otworzył go i z nabożną czcią patrzył na zapisane kartki.
       - A więc tak wygląda pismo... - szepnął zachwycony. Selena nie usłyszała tego.
       - Przeczytasz tą stronę? Tam jest o zmiennokształtnych.
       Policzki chłopaka oblały się rumieńcem, zauważalnym nawet przy słabym świetle świecy.
       - To nie jest nic wstydliwego – zaczęła dziewczyna. - Powinieneś być dumny z tego, kim jesteś...
       - Nie w tym rzecz. - Eric zarumienił się jeszcze bardziej. - Ja... nie umiem czytać.
       - Och – wyrwało się Selenie. Na chwilę zapanowała niezręczna dla obojga cisza. - Wybacz. Prawie zapomniałam, że ty... Nieważne. Kiedyś nauczę cię, zobaczysz, to bardzo proste i przyjemne.
       Twarz chłopaka rozpromienił szczery uśmiech. Dziewczyna przeczytała na głos fragment traktujący o zmiennokształtnych.
       „Zmiennokształtni to istoty, posiadające umiejętność przeobrażania swojej postaci w zwierzę wybranego gatunku, zwykle drapieżnika; rzadziej spotykane są stworzenia mitologiczne, takie jak jednorożce czy feniksy, lub hybrydy, np. mantykory, gryfy.
       Legendy mówią, że zmiennokształtni są jednymi z potomków pierwszych magów. Odziedziczyli po nich jedynie umiejętność przemiany w zwierzę.
       Wyróżniamy trzy typy zmiennokształtnych...”

***
       Ragnamaar stał nad kulącym się na podłodze ślepcem. Mężczyzna jęczał i trząsł się. Co jakiś czas król dawał znak magowi, żeby przerwał zadawanie więźniowi bólu. Wtedy ten zrywał połączenie pomiędzy umysłami, a władca zadawał to samo pytanie, co przez ostatnie trzy tygodnie: „czy przyjmiesz moją propozycję?”. Więzień uparcie odmawiał, co natychmiast ponawiało kolejną fale niefizycznego cierpienia.
       Szczerze mówiąc, monarchę bardzo poirytowały problemy z nieskorym do współpracy mężczyzną. Nie spodziewał się takiego oporu – większość dawała za wygraną po paru godzinach, najwytrwalsi wytrzymywali najwyżej tydzień. To bardzo utrudniało realizację planu Ragnamaara. Był pewien, że metodą umysłowych tortur uda mu się osiągnąć to, co zamierzał.
       Uczynił gest, a mag natychmiast zerwał połączenie. Ciało więźnia przestało drżeć. Jedynie ciężki oddech wydobywający się z ust wskazywał, że ofiara jeszcze żyje.
       - Widzę, że tą metodą nic nie wskóram. - Ton głosu, jakim przemówił król, mógł budzić lęk nawet u największego śmiałka. Skinieniem ręki wezwał do siebie stojącego dalej strażnika. - Rozkazuję, aby sprowadzono tu wszystkie dzieci w promieniu pół mili od zamku. - Zwrócił się ponownie do mężczyzny leżącego na podłodze. - Za każdym razem, kiedy odmówisz, zabiję jedno dziecko. Będziesz miał na sumieniu krew niewiniątek.
       - Jeżeli ci pomogę... - wydyszał ślepiec - również będę miał na sumieniu krew niewinnych.
       Na twarzy Ragnamaara pojawił się złośliwy uśmiech.
       - Wybieraj.
       Nastąpiła chwila ciszy, a potem...
       - Wygrałeś - szepnął ledwie dosłyszalnie jeniec. - Pomogę ci.
       Ragnamaar wydał z siebie triumfalny śmiech.

***
       Selena stała obok swojego ojca przy wejściu do zamku i patrzyła, jak na dziedziniec wchodzi oddział wojowników. Towarzyszył im jakiś ślepiec, ubrany w łachmany. Ręce miał związane sznurem, którego jeden koniec trzymał pierwszy z żołnierzy.
       - Czemu oddział królewskich zbrojnych wkroczył bez powodu na ziemie należące do naszego rodu? - zapytał złowrogim tonem Lord Hafald. Na te słowa z szeregu wystąpił jeden mężczyzna.
       - Rozkaz króla: każdy mieszkaniec Elysis musi poddać się badaniu na obecność magii. Odtąd bowiem każda istota parająca się magią lub podejrzana o jej używanie, nazywana jest wrogiem korony. Człowiek taki ma być pojmany i zaprowadzony do stolicy, gdzie zostanie osądzony i ukarany za swoje czyny. Gdyby podejrzany stawiał opór, mamy rozkaz użyć siły. Gdyby natomiast chciał użyć magii w celu ucieczki, możemy natychmiast go zgładzić.
       Dziewczyna poczuła, jak oślizgłe macki lęku owijają się wokół niej. Mimowolnie zaczęła drżeć. Zabiją mnie, pomyślała. Zabiją mnie i Erica...
       - Nie pozwolę na coś tak okrutnego - wycedził przez zęby Hafald.
       - Nie masz w tej sprawie nic do powiedzenia, lordzie. - Twarz żołnierza wykrzywiła się w straszliwej parodii uśmiechu. Selena poczuła, jak grunt osuwa się jej spod nóg. Chciała uciec, ale nie mogła poruszyć żadną kończyną. Sparaliżowana ze strachu, obserwowała, jak jeden z wojowników ciągnie za sznur. Ślepy mężczyzna ruszył do przodu. Chwilę później usłyszała w swojej głowie głos. Zrozumiała, do kogo należy.
       Wiem, kim jesteś. Widzę magię w twym sercu. Jestem związany przysięgą, nie mogę im nie powiedzieć. Uciekaj, uciekaj jak najszybciej możesz!
       - To ona - jeniec wskazał na Selenę. Kilku zbrojnych ruszyło w jej stronę.

***
       Biegła jednym z zamkowych korytarzy. Za sobą słyszała krzyki i tupot nóg. Czuła, że musi uciec, inaczej zginie. Widziała bezlitosne twarze żołnierzy i straszliwy błysk w ich zimnych oczach. Uciekała, modląc się, żeby prześladowcy jej nie dogonili.
       Dobiegła do ostatnich drzwi. Wpadła do komnaty rodziców, a za nią po chwili trzej wojownicy. Ujrzała przerażoną twarz swojej matki, Lady Katherine. Kobieta od razu zrozumiała, co się dzieje.
       - Zostawcie moje dziecko! - krzyknęła, zasłaniając Selenę swoim ciałem.
       Sekundę później murami wstrząsnął agonalny krzyk, kiedy jeden z żołnierzy przeszył kobietę mieczem. Szkarłatna posoka opryskała białe ściany, spłynęła na marmurową posadzkę.
       - NIE! - dziewczyna wydała z siebie rozpaczliwy wrzask.
       Ktoś chwycił ją w ramiona. Próbowała się wyrwać, płakała i szamotała się, ale stalowy uścisk napastnika tylko się wzmocnił. Poczuła, że się dusi...
       Zamknęła oczy. Nagle poczuła, jak jej umysł wędruje, aż łączy się z umysłem strażnika. Przed oczami ujrzała falę obrazów. Zalewały ją jego wspomnienia - sceny straszliwych bitew, krwi pomordowanych, błagalne krzyki o litość niewinnych dziewczyn...
       Czuła, że za chwilę zatraci się w nich. Skupiła się, a potem z całych sił odepchnęła wspomnienia na bok.
       Wypuść mnie - rozkazała. Ku jej zdumieniu poczuła nagle, jak ucisk więżących ją ramion ustąpił. Wyswobodziła się z nich, po czym wybiegła z pokoju, przerywając połączenie.

***
       Biegła, biegła ile sił w nogach. Czuła na plecach oddechy ścigających ją żołnierzy. Słyszała ich krzyki. Wiedziała, że walczy o życie. Przeskakiwała przeszkody jak na skrzydłach, ale w jej myślach kołatała się obezwładniająca myśl - nie zdąży uciec. Było ich zbyt wielu. Co mogłaby zdziałać przeciwko kilku rosłym, silnym mężczyznom? Wcześniej udało jej się wtargnąć do umysłu napastnika, ale wiedziała, że nie zrobi tego ponownie, a już na pewno nie na tak wielu osobach. Obrazów, które ujrzała wtedy w myślach żołnierza, nie zapomni do końca życia.
       Powoli traciła siły. Mimowolnie zwolniła. W tym momencie ktoś złapał ją za ramię i pociągnął w zarośla. To koniec, pomyślała, zabiją mnie jak psa. Chciała krzyczeć, lecz zasłonięto jej usta. Czekała na zimny dotyk sztyletu na szyi…
       - Nie szamocz się, bo nas odkryją. - Ku swojemu zdumieniu usłyszała znajomy, męski głos tuż obok swojego ucha. Posłusznie znieruchomiała.
       Po kilku sekundach usłyszała tupot ciężkich żołnierskich buciorów, głośne oddechy i krzyki. Wstrzymała oddech. Krzyki cichły w oddali. Chwilę później leśna głusza pochłonęła wszystkie dźwięki. Noc znów była spokojna. Selena jednak odważyła się poruszyć dopiero po dwóch minutach.
       - Ty też? - szepnęła do Erica.
       - Tak. Tuż po południu wtargnęli do stajni. Zdążyłem uciec dzięki ostrzeżeniu ślepca, który potrafił wykryć magię. Ukrywam się tu od kilku godzin - mruknął. - Nie myślałem, że pogrom dotyczy także szlachetnie urodzonych.
       - Rozkaz dotyczy wszystkich - załkała Selena. - Zabili moją mamę, bo mnie osłoniła. - Eric objął ją ramieniem, aż w końcu się uspokoiła.

       Przez dłuższą chwilę milczeli. Dziewczyna próbowała zapomnieć o wydarzeniach z dzisiejszej nocy, ale makabryczne obrazy kotłowały się w jej głowie niczym rozszalałe stado koni. Dzieci mordowane na oczach matek, ciężarne kobiety zabijane bez skrupułów, możnowładcy obiecujący oprawcom niebotyczne kwoty za darowanie życia... Płacz, krzyk i modlitwy, podłogi usmarowane krwią niewinnych. To wszystko ujrzała, kiedy uciekała przez wioskę, leżącą między lasem a zamkiem.
       - Co teraz zrobimy? - Selena wypowiedziała w końcu głośno pytanie, które im obu zaprzątało głowy.
       - Chodź, musimy ukryć się głębiej w lesie, jak najdalej od jakiejkolwiek ścieżki. Od dzisiaj żyjemy jako wygnańcy.

***
       Przez kilka dni błąkali się po puszczy. Kiedy głód i zmęczenie nie pozwoliły im iść dalej, zatrzymali się na małej polanie. Selena nazbierała chrustu i ułożyła w stos, po czym podpaliła je zaklęciem. Ericowi pod postacią lwa udało się upolować królika. Wrócił, triumfalnie unosząc zdobycz w dłoniach. Dziewczyna, zobaczywszy zakrwawione, małe ciałko, poczuła mdłości. Mimo to głód okazał się silniejszy niż obrzydzenie. Kiedy tylko chłopak pozbył się futra i wnętrzności zwierzęcia i upiekł mięso nad ogniskiem, Selena chwyciła łapczywie swoją porcję i pochłonęła ją w mgnieniu oka.
       Po posiłku ułożyli się na trawie. Żadne z nich o tym nie wspomniało, ale oboje rozmyślali o przyszłości. Za parę miesięcy miała zacząć się zima. Już teraz, choć powietrze w dzień niosło wspomnienie upływającego lata, noce były coraz chłodniejsze. Nie mieli pojęcia, jak przeżyją bez ciepłych ubrań i zapasów. Eric, starszy od Seleny, starał się z całych sił zapewnić ją, że wszystko będzie dobrze, lecz jego serce wypełniała troska na samą myśl o przeciwnościach, jakie stoją im na drodze.
       Nękani ponurymi wizjami, a także strasznymi wspomnieniami, zasnęli.

***
       Selena szamotała się we śnie, usilnie próbując odpędzić wyimaginowanego żołnierza. Szeptała „Zostaw mnie... zostaw!”. Po chwili szepty przerodziły się w krzyki. Eric ocknął się, przerażony, podbiegł do śpiącej.
       - Selena, obudź się! - szarpnął jej ramieniem, ale ta krzyczała jeszcze głośniej. Łzy mieszały się z kropelkami potu, całym ciałem wstrząsały konwulsje. W pewnej chwili otworzyła oczy - iskrzyły się niczym gwiazdy.
       - ZOSTAW MNIE!!!
       - Nic ci nie grozi, Selena! Uspokój się, jestem przy tobie...
       - ZOSTAW MNIE W SPOKOJU!!! - Dziewczyna gwałtownie usiadła, jej lazurowe oczy zaiskrzyły. Blask księżyca zatańczył na trzech kawałkach lodu, które nagle wystrzeliły z rąk dziewczyny. Sekundę potem wszystkie, jeden po drugim wbiły się w pierś Erica.
       Rozbudzona Selena patrzyła na krwawiącego chłopaka. W jednej sekundzie uświadomiła sobie, co się stało. Ciszę rozproszył rozpaczliwy krzyk.
       - Eric! Nie!
       Zdziwienie na twarzy chłopca zmieniło się w przerażający grymas bólu. Z gardła wydarł się słaby szept:
       - Selena...
       Niczym w zwolnionym tempie ujrzała, jak jego ciało upada na ziemię. Zaczął drżeć. Jego dłoń odszukała jej rękę, pociągnął ją w swoją stronę. Reszkami sił wyszeptał jej do ucha:
       - Kocham... cię...
       Oczy straciły blask, dłoń opadła bezwładnie na ziemię.
       - NIE!!! - Chwyciła jego dłoń, potrząsnęła nią, jakby chciała go obudzić. - Nie, nie umieraj, NIE UMIERAJ!!! - Z jej ust wydobył się krzyk pełen bezsilności i rozpaczy. W głowie Seleny kotłowały się słowa „Zabiłam, zabiłam Erica...”
       Wtuliła się w jego zakrwawioną pierś, łkając i wciąż szepcząc do siebie te same słowa „To niemożliwe”. Łzy spływały po jej twarzy, skapując wprost na ranę, z której nadal wystawały trzy kawałki lodu, topniejące już od ciepła ciała, mieszające wodę z krwią.
       W tej chwili nie czuła nic poza wszechobecnym bólem. Zabiła jedyną bratnią duszę na świecie. Osobę, którą kochała...

***
      Stała nad świeżo wykopanym grobem. Złożone w nim ciało Erica wyglądało nienaturalnie spokojnie. Otoczony pachnącymi kwiatami, ze złożonymi na piersi dłonńmi, wyglądał, jakby zasnął.
      Z twarzą wciąż mokrą od łez, Selena długo jeszcze przyglądała się martwemu obliczu przyjaciela, błagając, żeby był to tylko jeden z jej koszmarów. Pragnęła się wybudzić, wrócić do utraconej bezpowrotnie przeszłości - przeszłości, w której Eric żył...
      Kiedy nic takiego nie nastąpiło, z westchnieniem rozpaczy zabrała się za zasypywanie ciała. Nie znała żadnych ceremonii pogrzebowych. Miała tylko nadzieję, że jej przyjaciel spocznie tutaj w pokoju.
       Skończywszy, za pomocą magii przesunęła wielki głaz nad mogiłę, na którym wcześniej wyryła słowa pożegnania „W tym miejscu spoczął Eric, szlachetny i mądry człowiek, a także mój przyjaciel. Chwała i cześć mu na wieki”.
       Odchodząc, wyszeptała:
       - Wybacz mi.
       Obiecała sobie, że zaklęcie, którym przesunęła kamień, będzie ostatnim w jej życiu.

***
       Pies szczeknął triumfalnie. Udało mu się złapać trop. Nadal szczekając, biegł za zapachem, zagłębiając się coraz dalej w las. Za nim galopowali na wierzchowcach strażnicy. Z hałasem wpadli na polanę.
       Ogar warczał na kulącą się przy drzewie dziewczynę. Była blada i wychudzona. Kruczoczarne, splątane włosy opadały na jej ramiona. Po twarzy spływały łzy, lazurowe oczy patrzyły z przerażeniem na dwóch żołnierzy, wyciągających właśnie lśniące miecze i zmierzających w jej stronę.
       Nie zareagowała, kiedy wojownicy chwycili ją brutalnie, związali i zakneblowali. Nie walczyła, mężczyźni przywiązali ją do trzeciego rumaka i ruszyli w stronę pałacu.
       Poddała się.
 ***
       - Pytam ostatni raz! Gdzie jest reszta odmieńców?! - Ragnamaar miał serdecznie dość patrzenia na wijące się na podłodze celi dziewczęce ciało. Ten wstrętny pomiot ciągle zarzekał się, że niczego nie wie. Tortury zaufanego maga nie pomogły. Cały czas jęczała, płakała, ale jej dziwne, lazurowe oczy pozostały bez wyrazu.
       - Panie... - Czarodziej odezwał się, a jego ostrożny ton zdradzał strach. - W jej umyśle nie wyczuwam kłamstwa. Ta mała mówi prawdę.
       Przez chwilę Ragnamaar patrzył bezlitośnie na leżącą na podłodze dziewczynę. Jego twarz wykrzywił grymas wściekłości. Ten diabelski pomiot to wcielenie wszystkiego, czego się obawiał. Utrzymał ją dotychczas przy życiu jedynie po to, aby mu opowiedziała o kryjówkach wszystkich odmieńców, którym udało się umknąć przed żołnierzami.
       Skoro jednak okazała się nieprzydatna, trzeba się jej pozbyć. W widowiskowy sposób.

***
       O świcie przybyli po nią trzej strażnicy. Otworzyli klatkę, po czym brutalnie postawili ją na nogi. Nie opierała się im, kiedy ją związywali. Puszczała mimo uszu drwiny i wyzwiska ze strony żołnierzy. Na jej twarzy malowało się zrezygnowanie.
       Wyprowadzili ją z ciemnych, strasznych lochów na zamkowy dziedziniec. Tam ujrzała wielki stos, przygotowany na środku placu, aby wszyscy mogli zobaczyć, jak kona w męczarniach. Wielki tłum ludzi, obserwujących wyjście z zamkowych podziemi, na jej widok zaczęło krzyczeć. Wyzwiska i groźby dochodziły do niej ze wszystkich stron. Selena ugięła się pod naporem ludzkiej nienawiści.
       Przywiązali ją do pala wbitego w ziemię pośród drewna.
       Tłum uciszył się, kiedy stojący na jednym z balkonów herold powstał, aby odczytać oskarżenie.
       - W imieniu jaśnie panującego nam króla Ragnamaara, oby światło mądrości spływało na niego obficie, niniejszym skazuję na karę śmierci poprzez spalenie żywcem na stosie za liczne przestępstwa z użyciem magii, Selenę, córkę zdrajcy Hafalda, czarownicę i demona w ludzkiej skórze. Wyrok zostanie wykonany, kiedy słońce uniesie się ponad iglicę głównej wieży zamkowej.
       Dalsze słowa herolda zagłuszył głośny ryk ciżby czekającej na placu. Ludzie domagali się wykonania wyroku natychmiast.
       Selena przełknęła głośno ślinę na myśl o czekających ją mękach. Mimo to chciała umrzeć. Nie mogła żyć ze świadomością, że zabiła Erica. W duchu przeklinała dzień, w którym odkryła w sobie magię.
       Magię, która pozbawiła ją wszystkiego. Magię, która odebrała jej przyjaciela.
       Selena niecierpliwie wpatrywała się w złotą tarczę, leniwie przemierzającą nieboskłon. Wiedziała, że zostały jej ostatnie minuty życia, ale czekała na śmierć z utęsknieniem.
       Wreszcie pierwszy promyk słońca pojawił się tuż nad dachem najwyższej wieży. Ludzie krzyczeli coraz głośniej. Herold stojący na balkonie dał znak strażnikom, którzy chwycili pochodnie. Kiedy jednak jeden z nich chciał zapalić stos, coś z wielką szybkością wpadło na dziedziniec. Żołnierz upadł pod naporem ogromnego, pokrytego złotym futrem cielska zwierzęcia.
       Chwilę potem głośny ryk zagłuszył wszystko. Groźby zamieniły się w przerażone krzyki, tłum rzucił się do ucieczki. Bestia powaliła jeszcze kilku strażników, po czym odwróciła się w stronę Seleny. W oczach dziewczyny pojawiły się łzy, kiedy poznała lwią sylwetkę.
       Nie poddawaj się, Seleno – usłyszała w swojej głowie głos Erica. - Broń się, żyj dalej.
      
Dziewczyna nagle poczuła w sobie moc i siłę. Z łatwością wyswobodziła się ze sznurów i podbiegła do zwierzęcia. Po jej policzkach spływały łzy – sama nie wiedziała, czy ze smutku, czy z radości.
       - Eric... ty....
       Żyję w tobie, Seleno. Choć nie ma mnie na tym świecie, nadal żyję w twoim sercu. I chcę, żebyś nigdy się nie poddawała.
      
Dziewczyna wtuliła swoją twarz w ciepłą grzywę Erica.
       - Wybacz mi...
       Już dawno wybaczyłem. Ja odchodzę, ale ty walcz. Walcz dla mnie i dla wszystkich, którzy zginęli przez Ragnamaara.
      
Poczuła, jak ciało zwierzęcia pod jej dłońmi rozpływa się niczym mgła.
       Walcz, Seleno!
       Widząc biegnących w ich stronę strażników, powstała. Wykonała prosty gest dłonią. Ziemia pod mężczyznami zagrzmiała i rozpadła się. Szczelina pochłonęła ich wszystkich.
       Dziewczyna wyszeptała zaklęcie. Jej ciało uniosło się w powietrze. Niczym ptak poszybowała w stronę balkonu na którym kulił się przerażony Ragnamaar. Ten wyciągnął miecz, ale Selena jednym podmuchem wiatru wyrwała mu go z drżących rąk i pochwyciła.
       - To za wszystkich, których zabiłeś – szepnęła.
       Pchnęła. Lśniące ostrze zatopiło się w ciele króla, przebijając go na wylot. Krótki, chrapliwy krzyk wydobył się z gardła mężczyzny, z ust popłynęła stróżka krwi. Oczy nagle wyblakły. Ciało osunęło się na ziemię.
       - To za moich rodziców. I za Erica.

0 komentarze: