Aktualnie czytamy: Jo Nesbø "Czerwone Gadrło"
Najbliższe spotkanie odbędzie się: STYCZEŃ

O nas

Pasjonaci, bibliofile, mole książkowe - można nazywać nas na wiele sposobów. Łączy nas jednak wspólna miłość, jaką jest czytanie. Sięgamy po dzieła z wszystkich możliwych gatunków i dyskutujemy nad nimi przy ciepłej herbacie i jeszcze cieplejszej atmosferze.
Kontakt: w.swiecie.literatury@gmail.com

Popular Posts

Obsługiwane przez usługę Blogger.
piątek, 25 kwietnia 2014


PROLOG
Małe miasteczka często niosą za sobą przedziwne historie, historie, których często nie da się wyjaśnić. W przypadku Neliwill zasada ta sprawdzała się doskonale, wśród mieszkańców krążyły pogłoski, że na placyku za kościołem pojawiają się czasami ludzie odziani w czarne peleryny. W barze nawet wymyślono już kilka teorii, co to za ludzie, oczywiście wszystkie były nie z tej ziemi. Jedni mówili, że to kosmici, inni, że przybysze z przyszłości i wiele innych. Całe miasteczko było raczej zacofane, biorąc pod uwagę, co się działo w dalekim świecie. Oczywiście były tutaj: supermarket, kino i nawet kilka nowoczesnych kawiarni, takich, w których kawa robi się za naciśnięciem guzika, a ekspedienci podają tylko zamówienia i zabierają zapłatę. Oczywiście, i tak było to mało i można powiedzieć, że całe miasteczko technologicznie było daleko w tyle za cywilizacją. W takim właśnie miejscu ciepłego sierpniowego dnia roku  2083 urodził się Alex. Posiadał mnóstwo energii, wszędzie było go pełno. Nie raz zdarzało się, że sąsiad odstawiał go za „kołnierz” do domu za jeżdżenie na  x-rexie; pospolita zabawka dla dzieci w tych czasach, taki jakby mechaniczny pies lub inny zwierzak wielkości lekko obniżonego motoru np.: Hondy. W miarę jak chłopiec dorastał stawał się coraz bystrzejszy i mądrzejszy. Nauka przychodziła mu z łatwością, miał dobre oceny w szkole, chociaż czasami zdarzało się, że nauczyciele się skarżyli na jego wyskoki, które pomimo tego, że był już starszy, nie zniknęły nawet na moment. Oprócz tego dookoła niego zaczęły dziać się dziwne rzeczy, których nie rozumiał nikt z jego otoczenia. Gdy był zdenerwowany albo zły i dotykał różnych rzeczy potrafiły po prostu rozpłynąć się w powietrzu lub pojawić się kilka metrów przed nim. Ale wszystko dopiero miało się zmienić w 16 urodziny Alexa.
ROZDZIAŁ I
- Alex, wstawaj zaraz będą goście, a ty się nawet nie pofatygowałeś na dół leniu patentowany!
- Dobra mamo, za pięć minut. Tylko nie krzycz, bo całe osiedle cię usłyszy.
Trzeba dodać, że Alex nie znosił wstawać rano. Dotyczyło to każdego dnia bez wyjątków, ponadto w weekendy nie było mowy, żeby wstał przed 12. Nie można też nie wspomnieć o młodszym bracie Alexa, Maxie. Mały urwis nasłany na śpiącego przez mamę wskoczył na łóżko i zaczął po nim skakać a nawet krzyczeć.
– Alex, Alex wstawaj, no wstawaj, ja chcę się bawić! Zaraz będzie ciocia Gwen i wujek Erl.
Maluch potrafił być czasami strasznie upierdliwy jak mawiał Alex, jak prawie każde dziecko w wieku ośmiu lat. Śpiący chłopak w końcu nie wytrzymał i wstał przecierając oczy. Alex był szczupły, wysoki, miał niebieskie oczy po mamie i kruczoczarne włosy po swoim ojcu. Max natomiast miał blond włosy po matce i takie same niebieskie ogromne oczy, z tą różnicą, że był podobny do małego pulpeta. Gdy maluch odczepił się i wyszedł z pokoju, Alex ubrał się w niebeską koszulę i jeansy, a potem zszedł na dół.
- Mamoooo! Co jest na śniadanie? Jestem głodny.
- Jajecznica, masz na stole! - odpowiedział głos z kuchni. Mama Alexa miała blond włosy sięgające do łopatek i wspomniane wcześniej niebieskie oczy. Nosiła okulary na delikatnie zarysowanym nosie i często się śmiała.
- Dzięki. O której będą wujek i ciocia?
- Około dwunastej, czemu pytasz? – spytała Angelika, bo tak właśnie miała na imię.
- Tak po prostu. Chociaż chciałem wiedzieć, kiedy mam uciekać od całusów cioci – zaśmiał się, po czym zaczął jeść z zapałem jajecznicę, jakby zaraz miała uciec z talerza i schować się co najmniej do mysiej dziury.
- Nawet sobie nie żartuj, twoja ciotka by mnie zastrzeliła wzrokiem, gdyby jej ulubiony siostrzeniec nie został w domu. Podobno mają dla ciebie coś specjalnego, co przechowywali na tę okazję już od wielu lat w rodzinie wuja.
- Oby to nie były jakieś starodawne skarpety. – Tym razem śmiali się oboje, a potem mama poszła odpocząć, a Alex zajął się sobą. Godzinę później na podjazd wjechał srebrny Lexus wersji exclusive, z którego wysiadło wujostwo. Gdy dotarli do domu, na powitanie dosłownie wyleciał uśmiechnięty Max i mocno uściskał wujka i ciocię, potem przywitali się Alex i Angelika. Taty nie było w domu, musiał pojechać, jeszcze przed tym jak Alex wstał, do pracy. James miał wrócić za kilka godzin. Gdy wszyscy usiedli na swoich ulubionych miejscach przy stole, wujek zajął fotel, Alex obijane krzesło, ciocia z mamą sofę, a Max miejsce na kolanach u mamy, zaczęły się rozmowy.
- No więc, jak czuje się nasz szesnastolatek? – zapytała ciocia, spoglądając na pudełko leżące obok talerza, które chwilę temu wyjęła z torebki.
- Raczej nie ma żadnej różnicy, ciociu naprawdę, no chyba, że bierzemy pod uwagę to, że ktoś nie dał mi się wyspać - spojrzał wymownie na Maxa, który natychmiast zaczął się śmiać.
- Max, tak nie wolno. - Matka zganiła malucha, po czym zapytała.
– Co u was, jak firma, co nowego w szerokim świecie? – ciocia na chwilę się zamyśliła, a potem odpowiedziała.
- Całkiem dobrze, raczej po staremu, wszyscy zdrowi, a firma jak firma, jak zarabia to jest dobrze, jak nie, to nie i tyle. Co do świata, to nie mieszamy się za bardzo, więc nie jestem Ci w stanie dużo opowiedzieć, moja kochana.
- No dobrze, to może później o tym porozmawiamy.
- Chyba czas na prezent, co myślisz Erl?
- Tak chyba już czas – odpowiedział zamyślony wujek, tego dnia w ogóle był jakiś małomówny, jakby się nad czymś ciężko zastanawiał.
- Alex, podejdź no do cioci. Przecież cię nie ugryzę kochaneczku - Alex lekko się zaczerwienił, ale nie dał po sobie nic poznać. Podszedł do cioci i popatrzył ciekawie na czarne pudełko, w sumie od początku ciekawiło go, co tam może być. Gwen otworzyła pudełko i wyjęła z niego srebrny łańcuszek, w miarę gruby, z ładnie oprawionym także w srebro czarnym kamieniem. Kamień nie był sztuczny, ale Alexowi wydał się jakiś dziwny i tak jakby w środku coś było, ale miał pewności. Medalik podobał mu się, cieszył się z tego prezentu w głębi duszy i dziękował, że to nie były żadne skarpety.
- Jeżeli chcesz, to ci go założę - powiedziała ciocia, widząc zainteresowanie na twarzy chłopca.
- Jeżeli będziesz tak miła ciociu, naprawdę bardzo mi się podoba. Jest taki… oryginalny – powiedział z uśmiechem. Ciocia po chwili założyła i zapięła łańcuszek,  mama powiedziała, że jej też bardzo się podoba, a wujek dalej był pogrążony w myślach i Alex postanowił później zapytać, co się stało. Po prezentach był czas na deser. Prócz naszyjnika Alex dostał jeszcze całkiem nowoczesny zegarek z dostępem do Internetu i od taty, który wrócił właśnie z pracy, niespodziewanie nowego laptopa, o który zawsze prosił rodziców. Gdy wszyscy już zjedli i mama wypytała ciocię dokładnie o wszystko, co się dzieje, przyszedł czas na pożegnanie. Alex kompletnie zapomniał zapytać wuja czemu tak się zachowywał i mało rozmawiał, ale nie było już czasu. Wujostwo pojechało do domu, a domownicy posprzątali i usiedli jeszcze na chwilę w salonie. Po krótkiej chwili Max zaczął bawić się z tatą, a Alex zapytał mamy.
- Myślisz, że w szkole się spodoba, w ogóle, co to może być za kamień w środku?
- O tym czy się spodoba musisz się sam przekonać, jak już będziesz w szkole, a jeżeli o kamień chodzi, to chyba onyks. Jest jednak pewna różnica, żaden kamień nie powinien mieć takiej poświaty, ale pewnie to taki efekt. Jest piękny.
- No dobrze, więc może już czas spać. Dobranoc wszystkim - powiedziała mama i ucałowała chłopców w czoło i poszła do sypialni, a za nią tata. Dzieci chwilę potem poszły do swoich pokoi. Max zasnął prawie od razu, a Alex jeszcze chwilę leżał.
ROZDZIAŁ II
- W nocy Alex miał sny o miejscach jakby wyjętych z książek baśni i opowieści fantasy, wszędzie ogromne lasy, trakty łączące miasta. Śnił mu się świat magii bez technologii ogromnych budowli. Całkiem inny świat. Rano chłopak obudził się wyspany i jakoś dziwnie zrelaksowany. Z łóżka wstał dopiero o jedenastej, więc szybko poszedł się wykąpać, ubrał się, zszedł na dół, przywitał ze wszystkimi, zjadł śniadanie i poszedł do kościoła. Złożyło się akurat tak, że zakapturzeni ludzie zebrali się za kościołem. Gdy chłopak zbliżył się nagle, wszystkie osoby w czarnych płaszczach spojrzały na Alexa i zaczęły iść w jego stronę, było ich dziewięcioro. Alex bojąc się, że chcą mu coś zrobić, znacznie przyśpieszył, ale było za późno, bo postacie już go otaczały szerokim kołem. Po chwili jedna z tych osób weszła do koła i zdjęła kaptur. Był to szczupły wysoki mężczyzna z twarzą poznaczoną bliznami. Największą miał na lewym policzku, rozciągała się od kącika ust, aż po początek ucha. Miał bujne, ciemne włosy.
- Nazywam się Klemir, jestem strażnikiem i przewodnikiem - otaksował Alexa wzrokiem od stóp do głów, zatrzymał się tylko na chwilę na naszyjniku, po czym zapytał.
- Skąd masz ten kamień?
- Dostałem na urodziny od cioci i nie oddam go, jeśli chcesz o to spytać    hardo odpowiedział
- Nie chcę go zabierać w żadnym wypadku.
- A więc, czemu mnie zatrzymujesz? – zapytał nieufnie chłopak.
- Czy wiesz, że to co nosisz, to nie jakiś zwykły kamień? To kamień cieni – coś nie z tego świata.
- To niemożliwe, mama powiedziała, że to onyks. – Ale ku swojemu przerażeniu Alex zauważył, że kamień dziwnie zaczął pochłaniać światło dookoła siebie. W jednej chwili na machnięcie ręki Klemira, cała grupa otaczających go postaci, zaczęła nucić dziwną melodię. Melodię, której nigdy nie słyszał. Kilka chwil później kamień znów był zwykłym kamieniem, a Alex zarzekał się, że szedł tylko do kościoła na mszę.
- Naprawdę nie chcemy Ci nic zrobić - powiedział przywódca.
- Chcemy tylko, żebyś wiedział, co nosisz na szyi - dodał po chwili i wskazał na jedną z mniejszych postaci w kręgu. Gdy postać zdjęła kaptur, Alex zobaczył, że chłopiec który się pod nim krył jest tylko troszeczkę niższy od niego i prawdopodobnie o góra dwa lata młodszy. Chłopak podszedł do stojących w środku i uśmiechnął się przyjaźnie. Gdy szesnastolatek przyjrzał mu się zauważył, że stojący przed nim nosi na szyi taki sam medalik jak on, z tą tylko różnicą, że Alexa był czarny, a chłopca niebieski. W jednej chwili strach przerodził się w ciekawość, która musiała zostać zaspokojona.
- Jeśli pójdziesz z nami to dowiesz się wszystkiego i zaspokoisz swoją ciekawość - powiedział chłopiec, a po chwili dodał – Jestem Jack.
Alex nie zauważył nawet, kiedy to się stało, ale szedł już w kierunku furtki kościoła, gadając z nowo poznanym kolegą, jakby znali się od dzieciństwa. Zupełnie zapomniał o mszy i o tym, że jeszcze przed sekundą chciał uciec stąd jak najdalej. Gdy przekroczyli furtkę kościoła, chłopak zauważył, że nie różni się on z tyłu zbytnio z tym, co można zobaczyć z przodu. Poza małym placykiem, nie było tu nic, a ściana kościoła była pomalowana na biały kolor, poza jednym małym punktem, na który widocznie nie starczyło już farby. Zakapturzeni ludzie ponownie zebrali się w okręgu, ale tym razem zaprosili także Alexa, który stanął obok chłopca poznanego chwilę temu.
- Co się teraz będzie działo? - zapytał Jacka.
- Zobaczysz, ale na pewno ci się spodoba. - Ponownie rozległa się melodia, tym razem inna niż poprzednio. Jeszcze dziwniejsze było to, że u wszystkich zaczęły lśnić pod szatami, jak Alex podejrzewał, takie same kamienie, jak jego i chłopca. Przez chwilę podziwiał cały blask dookoła, patrzył też na swój medalion, który świecił, jeśli można tak powiedzieć, razem ze wszystkimi. Potem blask pochłonął wszystko i Alex jakimś cudem znalazł się w przestrzeni, w której nie było ścian, ani podłogi czy sufitu. Ponadto nie mógł się ruszyć, pomimo to czuł się bezpieczny. Nawet wtedy, gdy zaczął się do niego zbliżać jakiś czarny kształt. Gdy stworzenie było bliżej pomyślał, że gdzieś już je widział. Nagle uświadomił sobie, co właśnie zobaczył, chciał przetrzeć oczy, ale nie mógł. Istota zbliżyła się na tyle, że chłopak wiedział na pewno, że mu się nie przywidziało. Przed nim stał w całej swej okazałości czarny smok. Stworzenie z legend i baśni opowiadanych dzieciom. Stał tutaj tak samo żywy jak Alex. Miał duże czarne łuski, każda zachodząca szczelnie na siebie jak pancerz, prócz nich miał wystające białe kolce na grzbiecie i jeden mniejszy na czubku nosa. Skrzydła, równie imponujące, pokryte były czarną, zwykłą skórą. Ku zdziwieniu szesnastolatka smok przemówił ludzkim głosem.
- Jestem strażnikiem kamienia, jestem Shali, jestem smokiem zaćmienia cienia. – Głos był donośny, wydawało się, że roznosi się wszędzie w tej nicości. Po chwili milczenia smok po raz kolejny przemówił.
- Czemu tu przychodzisz ludzkie dziecko?
- Nazywam się Alex i przyszedłem po odpowiedzi – stanowczo oświadczył, nie wiedząc, czemu nie boi się smoka.
- A więc co chcesz wiedzieć Alexie ludzkie dziecko?
- Po pierwsze gdzie jestem, po drugie, co to za kamień, którego strażnikiem jesteś ?
- Jesteś wewnątrz Internosu, zwanego kamieniem cienia. Nikt nie wie, co to za kamień nawet ja, wiem tylko, że został stworzony w czasach, gdy światem władali wszechpotężni magowie.
- Dobrze, a teraz trzecie, co zrobić żeby się stąd wydostać?
- Trzem testom musisz sprostać, odwaga jest prosta, wola to troska, a umysł potęga zazdrosna. Wybieraj więc, drogi są dwie, wolisz śmierć czy cień? – smok zapytał i zaśmiał się donośnie. Super, nie dość, że nie może mi odpowiedzieć na wszystko to mówi wierszem -  pomyślał sobie Alex.
- Oczywiście wybieram Cień czy testy, jak zwał tak zwał. Powiedz, co mam zrobić.
- Pierwsza jest próba woli. Co jest ograniczone musi być uwolnione, głęboko zamknięte waży gram dwadzieścia jeden i jest blisko ciebie.
- A to ci dopiero nie dość, że smok co gada, do tego wierszem, to zagadki daje, tego jeszcze nie było - powiedział Alex, a potem zaczął myśleć nad rozwiązaniem, co w sumie ma uwolnić. „Hym… umysł nie ma przecież wagi. Ciało natomiast waży zbyt dużo. Ale może dusza !„ – skojarzyło mu się to tylko dlatego, że słyszał o serii eksperymentów na specjalnej wadze nad umierającymi ludźmi w roku 1901, miały one na celu ustalić, czy ludzka dusza cos waży. Teraz zostało już tylko wymyślić, jak ma uwolnić duszę. Po chwili namysłu zamknął oczy i wyobraził sobie, że dusza jest jego mniej materialnym odbiciem. O dziwo, udało się po krótkiej chwili, znajdował się w tym samym miejscu, jednak z tą różnicą, że nie wyglądał tak samo. Jego oczy teraz były całe błękitne, włosy białe, wszystkie ubrania zmieniły się na czarne.
- Brawo! Lecz nie spoczywaj na laurach, mózg to broń twoja i największa zagadka. Jesteś gotowy?
- Oczywiście że tak! - odpowiedział wyniośle Alex.
- Co leży i lata, co słyszysz, nie widzisz, co jest i go nie ma? – przebiegle powiedział smok. – Zapomniałbym wspomnieć, że masz tylko jedną szansę, więc dobrze się zastanów chłopcze.
- Czy to może być aż tak proste… To wiatr, smoku!
- Dobrze więc - odpowiedział smok. A teraz idź i udowodnij mi odwagę młody Alexie synu człowieka. Lecz uważaj gdzie stąpasz, i niechaj cień będzie twoim przyjacielem. Gdy smok kończył ostatnie zdanie po prostu rozpłynął się w powietrzu, a Alexowi próżnia zawirowała przed oczami i znikła.

ROZDZIAŁ III
Gdy tylko się ocknął i przejrzał na oczy, był w trochę bardziej materialnym miejscu niż tamto poprzednie, gdzie spotkał smoka. Wylądował w korytarzu, więc nie ryzykując zawracania szedł przed siebie. Korytarz nie rozgałęział się, był całkowicie prosty, wydawał się wykuty w skale i prócz pochodni, które były wtopione w ściany, nie było tu nic, nie licząc kilku zakrętów. Jedynie w oddali coś szumiało. Po krótkiej wędrówce, tym co słyszał, okazał się bujny las, ale nie taki, jak te nieliczne, które oglądał w swoim świecie. Ten las był ogromny i rosły w nim takie drzewa, jakich Alex jeszcze nie widział. Gdy poszedł kawałek dalej, zobaczył tabliczkę na której było napisane: „Niech cienie cię prowadzą”. Chłopak przeczytał napis, a potem poszedł dalej. Niedaleko od wejścia do lasu zauważył kapliczkę z czarnym krzyżem,  który był ułamany, a jedna jego cześć, ta odłamana spoczywała jakieś piętnaście kroków od ścieżki. Cała kapliczka była piękna, więc Alex postanowił, że ją naprawi. Nie do końca wiedział, jak ma to zrobić, bo nie miał nawet kleju, ale powiedział sobie, że przynajmniej spróbuje. Nie zastanawiając się długo, wszedł do lasu i podszedł do odłamanej części. Gdy odwracał się zorientował się, że coś jest nie tak, nie było ścieżki, która chwilę temu była piętnaście kroków za nim, a z lasu, z poza granicy cienia dobiegały pomruki. Alex złapał się na tym, że lekko się trzęsie. Zamknął na chwilę oczy i w tej chwili przypomniał sobie słowa smoka i te na tabliczce, że ma się trzymać cienia, a on pomoże. Prócz tego w głowie pojawił się jakiś szept „Jesteś cieniem, to ty nim jesteś chłopcze”, ale pomyślał, że tylko sobie to wyobraził. Automatycznie zaczął szukać sobie kryjówki i znalazł ją kilka kroków dalej, pomiędzy dwoma drzewami, które rzucały cień w miejscach swoich łączeń. Schował się w porę, bo chwilę po tym na polane wyszło kilka stworzeń wyglądających jak buldogi, z tą różnicą, że te miały ogromne szczękoczułki i czerwone ślepia, z których biła żądza krwi i czarne bujne futro. Okrążyły polanę, a potem wróciły do lasu. Chłopakowi aż dreszcz przeszedł po plecach, gdy przechodziły obok, na szczęście musiały nie mieć dobrego węchu, bo nie wyczuły Alexa. Po tym jak odeszły z polany, chłopak poczekał jeszcze chwilę i wyszedł z ukrycia. Tym razem od razu zobaczył drogę, więc szybko zszedł na nią o dziwo miał dalej w ręku kawałek krzyża. Gdy tylko dotknął do ułamanej części, obie połączyły się w dziwnie magiczny sposób. Spojrzał jeszcze raz na kapliczkę, bo wydało mu się, że postać z obrazka mrugnęła do niego i poszedł dalej. Nie uszedł zbyt daleko, bo zaledwie trzysta kroków dalej obok ścieżki, siedział mały skrzat. Ten, gdy tylko zobaczył wędrowca zagadał.
- Co tu robisz dzieciaku?
- Nie jestem dzieckiem, nie wiesz, że to nie uprzejmie się nie przywitać.
- Nie obrażaj się tak, jestem Marley, jeśli chcesz to pokażę ci skrót – powiedział z dziwnym uśmieszkiem skrzat.
- Nie, dzięki poradzę sobie sam.
- No chodź, jestem taki samotny, nikt mnie tutaj nie odwiedza, dotrzymaj mi towarzystwa, proooooszę... – powiedział Marley piskliwym głosikiem. Alex przystanął na chwilę, ale zdecydował, że to na pewno podstęp i nie skusił się na propozycję skrzata.
- Nie, tym razem się nie dam. Już raz zboczyłem ze ścieżki i widziałem, co mieszka w tym lesie.
- Ścieżka też już nie jest bezpieczna - powiedział skrzat i wyszczerzył ostre jak brzytwa zęby, po czym śmiejąc się odbiegł w las. „O mały włos, a te zęby zrobiłyby ze mnie sieczkę„ - pomyślał Alex. Kilka minut później usłyszał trzask czegoś łamanego i głuche łupnięcie o ziemię. Kilkaset kroków dalej, okazało się, że tym głośnym łupnięciem było złamane drzewo, leżące na drodze. Zatarasowało drogę w taki sposób, że nie dało się go przejść, chociażby dlatego, że miało gałęzie uzbrojone w kolce. Jedyną możliwością było wejście do lasu. Alex wybrał stronę lasu gdzie nie było skrzata, ponieważ pomyślał że stworzenia nie mogą  przekraczać ścieżki. Gdy tylko wędrowiec zszedł ze ścieżki, ta rozmyła mu się za plecami, a widoczność przed nim zmalała do dziesięciu kroków. Co dziwniejsze w kierunku, gdzie powinno być przewalone drzewo zawiewało strasznie zgnilizną. Co było jeszcze dziwniejsze w tej sytuacji chłopak dopiero teraz zauważył, że słońce nie wyjrzało zza chmur ani razu, tak jakby go nie było. „Czemu ciotka akurat dała mi ten medalion? Czy wujek był właśnie dlatego taki zamyślony? Czy wiedzieli?„ - pomyślał. W tej samej chwili w zasięgu jego wzroku, tak jakby wyczuwając obecność Alexa, pojawiła się postać. Miała na sobie blado niebieską suknię i lewitowała kilka centymetrów nad ziemią. Gdy podeszła bliżej w powietrzu zrobiło się aż duszno od odoru zgnilizny, dodatkowo biło od niej dotkliwe zimno. Postać wreszcie zapytała:
- Czego chcesz? Po co tu przyszedłeś ? - Jej głos był bardziej przenikliwym echem, które samo w sobie rozdzierało serce człowieka.
- Chcę przejść.
- Hahahahahaha, tu nie ma przejścia ! Jestem tylko jaaaa…! - Stworzenie rzuciło się na Alexa z takim pędem, jakiego jeszcze nie widział. Rzucił się w bok, przeturlał upadając dotkliwie na jakiś kamień, zerwał się krzyknął i wbrew rozsądkowi pobiegł w stronę, z której przybyła istota. Pomyślał też o cieniu w którym miał się ukryć. Rozglądał się, ale w pobliżu nie było drzew, dolinek, czy czegokolwiek, jedyne, co tu było, to stos czaszek, niekoniecznie ludzkich, zapach zgnilizny, od którego kręciło się w głowie i ogarniająca rozpacz. Jedyną opcją, jaką miał było zakopanie się w stosie czaszek i modlenie się, żeby upiór go nie znalazł. Zaczął biec w stronę kości, ale zauważył na ziemi jakieś zawiniątko. Gdy je podniósł, okazało się płótnem, w które był owinięty czarny matowy łuk. Nie było przy nim strzał i prawdopodobnie należał on do którejś z czaszek. Alex pomyślał, że i tak nieboszczykowi się nie przyda, a jemu może jeszcze uratować skórę. Potem zagrzebał się w stosie. Przerażające stworzenie wróciło lamentując wściekle, że szesnastolatek pomyślał, że to trzęsienie ziemi. Jednocześnie coś ostrego dotkliwie upijało go w żebro. Delikatnie posunął rękę, tak by nie ruszyć czaszek i wymacał grot. Alex nie mógł uwierzyć w swoje szczęście znalazł strzałę, której teraz mógł użyć by uciec. Poczekał, aż stworzenie pójdzie spać, rzeczywiście po kilkudziesięciu minutach istota zawisła w powietrzu bez ruchu. Chłopak wyczołgał się ze stosu i napiął łuk. Nie wiedział kompletnie, jak strzelić, więc zdał się na swój instynkt. Raz tylko widział, jak strzela się z łuku. Było to dawno w czasie, kiedy jeszcze jego dziadek Raphael był zdrowy. Strzała poleciała i trafiła upiora w nogę, ten, gdy tylko poczuł strzałę odwrócił się w stronę Alexa i zawył jak wszystkie diabły w piekle. Jego wzrok zaczynał palić duszę chłopaka, nieoczekiwanie strzała wystająca z nogi rozżarzyła się blaskiem, który rozświetlił cień na całej tej polanie. Nie był to zwykły blask, ale blask magii. Światło pochłonęło Istotę i zniszczyło ją tak, że tylko na ziemi została kupka popiołu i strzała wbita pośrodku. Jedyne, co było widać na strzale, po tym, że była użyta to osmalony grot. Oszołomiony Alex spojrzał na łuk potem na strzałę jeszcze raz na łuk i nic z tego nie rozumiał. Wędrowiec rozejrzał się po okolicy, znalazł jeszcze krótki nożyk z czarna rękojeścią zdobioną małymi rubinami, czarny kołczan ze skóry i cztery strzały, które do niego włożył. Tak jak poprzednim razem po zażegnaniu niebezpieczeństwa, wszystko wróciło na swoje miejsce łącznie ze ścieżką. Chłopak obejrzał się jeszcze za siebie schodząc na trakt i poszedł dalej. Nie wiedział jak długo szedł, ale nie spotkały go już żadne przygody.
Na końcu stał obelisk, w którym była wyrzeźbiona mała wnęka, w której znajdował się srebrny łańcuszek z czarnym kamieniem, ten właśnie który dostał od wujostwa. Podniósł i założył medalion, a w głowie usłyszał głos smoka.
- „Zdałeś…Jeszcze się spotkamy, Dziecko człowieka”. – Ostatnie co poczuł, to to, że gad się uśmiecha, On sam jest potwornie głodny i że właśnie wraca do miejsca, w którym spotkał zakapturzone postaci. Tak mu się wydawało, tak naprawdę zmierzał do krainy Cimirri, w której magia była wszechobecna, a czarne postaci czekały na jego przybycie…



1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bardzo ciekawe i harcerskie