Aktualnie czytamy: Jo Nesbø "Czerwone Gadrło"
Najbliższe spotkanie odbędzie się: STYCZEŃ

O nas

Pasjonaci, bibliofile, mole książkowe - można nazywać nas na wiele sposobów. Łączy nas jednak wspólna miłość, jaką jest czytanie. Sięgamy po dzieła z wszystkich możliwych gatunków i dyskutujemy nad nimi przy ciepłej herbacie i jeszcze cieplejszej atmosferze.
Kontakt: w.swiecie.literatury@gmail.com

Popular Posts

Obsługiwane przez usługę Blogger.
piątek, 25 kwietnia 2014


Chodziłam do tej szkoły już dwa miesiące. Była to placówka na drugim końcu kraju
z internatem. Przed rokiem złożyłam tutaj podanie o zdobycie stypendium z języka angielskiego. Kilka miesięcy temu przyszła pozytywna odpowiedź. Musiałam opuścić moje miasto i udać się w zupełnie inne klimaty. Mieszkając niedaleko Seattle byłam przyzwyczajona do ciągłego deszczu. A jeśli pojawiało się słońce to na dwie godziny. Jednak nie żałowałam, że stamtąd pochodzę. Legenda głosiła, że właśnie w tej miejscowości, żyła pewna rodzina wampirów a jeden z nich zakochał się w śmiertelniczce. I już zawsze byli razem. Osobiście nie wierzyłam w zjawiska paranormalne, ale nie można zaprzeczyć historii miasta.
            Teraz byłam w najsłoneczniejszym miejscu, w Kalifornii. Nagła zmiana pogody trochę dziwnie na mnie wpływała, ale po dwóch miesiącach można się było przyzwyczaić. Często po zajęciach wychodziłam z Mają-moją jedyną przyjaciółką-na plażę. I muszę przyznać jej rację. Moja cera zrobiła się o stopień ciemniejsza. Cieszyłam się z tego, bo mieszkając w Seattle byłam blada jak wampiry w legendzie.
            Tak, jak co tydzień, tak i ten sobotni dzień należał do mnie i Mai. Umówiłyśmy się na obejrzenie filmu przy wielkiej paczce popcornu. Postanowiłam, że kaloriami będę się martwić później. Rozsiadając się wygodnie na moim łóżku usłyszałyśmy głos dyrektorki
z radiowęzła:
-Informuję wszystkich uczniów, że w poniedziałek do naszej szkoły przybędzie nowy uczeń. Jak zawsze proszę o kulturalne zachowanie i przyjazną atmosferę w stosunku do Waszego nowego kolegi. Dziękuję i życzę udanego weekendu.
Przyjrzałam się koleżance:
- O mnie też była taka informacja?- Zapytałam ze zdziwieniem.
-Tak. Słowo w słowo- Odpowiedziała z uśmiechem.
-Co oglądamy? Mam kilka filmów, przejrzyj i wybierz- Podpowiedziałam.
-Oooo…proszę obejrzyjmy ,,Anioł z grzechem’’- Poprosiła.
Zaczęłyśmy oglądać film i już nie zadawałam żadnych pytań.
            Tak minęła nam sobota. Niedziela była dość podobna. Wspólnie z Mają odrobiłyśmy lekcję a potem poszłyśmy na świetlicę. Mogłyśmy tam posiedzieć i robić,
co chciałyśmy. Wybrałyśmy najbardziej nudną możliwość, jaka zakwitła w naszych głowach. Przez cały wieczór grałyśmy w karty, aż każda z nas poszła do swojego pokoju przygotować się do jutrzejszego dnia.
            Z samego rana zerwałam się o wiele później niż powinnam. Lekcję zaczynałam
o godzinie dziewiątej a na zegarze była ósma trzydzieści. Szybko wybiegłam z pokoju kierując się na pierwsze piętro, gdzie była kuchnia. Nie patrząc pod nogi postawiłam nierówno nogę, która się wykręciła i cały mój ciężar zaczął spadać po schodach. Czułam jedynie ból.
            Leżałam ze świadomością, że wszyscy są na lekcji i nikt nie widzi mnie rannej. Nie potrafiłam wstać. Czułam się jakbym pękła na milion drobnych kawałków. Był jeden plus, żyłam. Po chwili, która wydawała się wiecznością poczułam, że ktoś podnosi mnie jakbym nic nie ważyła.
Usłyszałam cichy szept „Cicho. Cicho. Nie ruszaj się”. Potem była już tylko ciemność.
            Obudziłam się białym pokoju. Ściany miały odcień tak jaskrawy, że przydałyby mi się okulary przeciwsłoneczne. W jednej chwili nad moją głową pojawił się kobiecy cień. Była to lekarka na dziennym dyżurze. Zaświeciła mi latarką w oczy i przyjrzała mi się jakby mnie
w życiu na oczy nie widziała.
-Jak masz na imię?- Zapytała.
-Emm…Stacy. Przecież pani wie.
-Podaj mi dokładną datę swojego urodzenia.- Poprosiła doktor.
-Ojej. Dwudziesty listopada tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt siedem.
-Dobrze. Pamiętasz, co Ci się stało?
-Z tego, co pamiętam to nieprawidłowo stanęłam na schodach i noga mi się wykręciła. Spadłam na sam dół. Pamiętam jeszcze jakiś męski głos i potem zemdlałam. Co mi jest?- Zapytałam niecierpliwie.
-Po wstępnych badaniach muszę stwierdzić, że doznałaś wstrząsu mózgu oraz rozcięłaś głowę.  I miałaś jednocześnie wiele szczęścia, że ten młodzieniec przyniósł Cię niedługo po wypadku. Jakbyś straciła więcej krwi mogłoby być o wiele gorzej.- Odpowiedziała smutno.
-Można wiedzieć, jaki młodzieniec?
-Przedstawił się, jako Roman. Dość nietypowe imię. Jest tym nowym uczniem na poziomie Twoim z języka angielskiego.
-Dziękuję-odpowiedziałam a po dłuższej chwili usnęłam.
            Nie wiem ile spałam. Ostatnio, co pamiętałam to rozmowę z lekarzem. Otworzyłam oczy i chciałam się podnieść, ale jedynie, co mi się udało to zasyczeć przeraźliwie
z ogromnego bólu, jaki poczułam.
-Obudziłaś się- orzekł gruby, męski głos.
 Właśnie w tym momencie zauważyłam, że jakiś obcy i nieznany mężczyzna jest u mnie
w pokoju. Nie umiałam zareagować. I skąd wiedział, że się obudziłam jak nawet się nie odwrócił. Stał przy moim oknie, przez które był piękny widok na plażę.
-Skąd wiesz jak nawet się nie odwróciłeś? I kim ty do zielonej choroby jesteś? Jak się znalazłeś w moim pokoju?!- Zapytałam zdenerwowana.
-Zdenerwowanie jest niewskazane przy Twoim wypadku.- Odparł spokojnie patrząc dalej przed siebie z rękami włożonymi w kieszenie.
-Odpowiedz mi, albo wezwę ochronę- Odrzekłam gniewnie.
-Wiem, bo wydałaś dość informujący odgłos.
-Biorąc na logikę, mogłam zrobić też tak przez sen.-Tym stwierdzeniem wprowadziłam go
w zdziwienie. Po jego spiętych ramionach widziałam, że nie wiedział, co odpowiedzieć,

w końcu mu się udało.
-Może i tak. Nieważne.- Zbył mnie tą odpowiedzią i wreszcie się odwrócił.
            Stanął do mnie przodem. Teraz dopiero zauważyłam jak jest zbudowany. Wyglądał jak nie z tej ziemi a zarazem tak ludzko. Jego klatkę piersiową opinał t-shirt wciągnięty
w spodnie. Na to jeszcze miał założoną kurtkę ze skóry. Wszystko to było w tak czarnych kolorach jak noc. Teraz dopiero spojrzałam na jego twarz, na której tkwił zadziorny uśmiech jakby się ze mnie nabijał. A ja w tej chwili zdałam sobie sprawę, że patrzę na niego
z otwartymi ustami.
-Człowieka nie widziałaś?- Zapytał.
-Zamknij się!- Warknęłam opadając na poduszki.- Widziałam. Nie raz dla Twojej jasności.
Kusiło mnie, żebym spojrzała na niego ponownie, ale czułam na sobie jego wzrok. Jednak ciekawość zwyciężyła. Miał ładne rysy i wydatne kości policzkowe. Oczy świeciły mu się na zielono. Idealnie pasowały do jego stroju i tak samo czarnych włosów. Był przystojny. Patrzył na mnie z tym drwiącym uśmieszkiem.
-Czemu taka agresywna?- Dopytywał się.
-Czemu taki ciekawski?- Odbiłam piłeczkę.
-Cóż…tak po prostu.
-Denerwuje mnie, że w moim pokoju jest obcy mężczyzna, który patrzy na mnie z drwiącym uśmiechem. Nie wiem nic o Tobie i jestem za słaba do obrony. Zadowolony?!
-Zadowolony, choć w duszy…-zaśmiał się sam ze swoich słów- czułem, że i tak mi odpowiesz. Nie zrobię Ci krzywdy. Mam na imię Roman. To ja zaniosłem Cię do lekarki
i poprosiłem o opiekę nad Tobą.
-Naprawdę? Och, przepraszam. To Ty. Dziękuję za uratowanie mi życia. Gdybym straciła więcej krwi byłoby ze mną marnie.
-Nie wątpię. Doktor kazała, że masz leżeć w łóżku. Mam się Tobą opiekować całą dobę. Przekonałem dyrektorkę, żeby pozwoliła mi spać w Twoim pokoju.
            Zaczerpnęłam głośno tchu i spojrzałam na niego wielkimi oczami.
-Ale jak to w moim pokoju?- Zapytałam.
Uśmiechnął się, spojrzał w okno i odpowiedział.
-Jak już zauważyłaś jest pokój, do którego nie miałaś dostępu? To jest sypialnia awaryjna
i właśnie tu będę spał. Pogódź się z tym. Jesteś pod moją opieką. Podać Ci coś do picia? Chcesz coś zjeść?
Mówiła tak jakby mowa nie sprawiała mu kłopotu. Mam na myśli to, że ani razu nie potrzebował złapać powietrza, aby mówić dalej. Wszystko na jednym wydechu.
-Jak już zostałam skazana na Ciebie to poproszę herbatę i ciastka zbożowe z czekoladą, oraz więcej informacji o Tobie? A tak przy okazji jestem Stacy. –Opowiedziałam.
-Wiem. Już idę po pożywienie. Nie wstawaj!- Powiedział to głosem niemniej rozkazującym.
            Zostałam na chwilę sama. Podniosłam się lekko i skierowałam do pokoju Romana. Weszłam i ze zdziwieniem przyglądałam się wystrojeniu. Pokój wyglądał tak jak mój. Prawie ten sam układ. Łóżko pod ścianą na końcu pokoju. Obok szafka. Kolor ścian szary. Pasował kolorystycznie do mojego intensywnego fioletu. Stałam oparta o futrynę i przyglądałam się
w namyśle.
-Mogłaś poprosić to bym Cię wpuścił- Odrzekł z humorem. A ja podskoczyłam ze strachu krzycząc w niebogłosy.
-Nie mogłeś powiedzieć, że wchodzisz?- Zapytałam z wyrzutem.
-Spokojnie. Miałaś nie wstawać. Jak tak dalej pójdzie to zmienię Twoje nawyki w słuchaniu starszych.
-Starszych?
-Tak. Jestem o rok starszy od Ciebie. Do łóżka!- Wskazał palcem na mój pokój.
            Weszłam do siebie i położyłam się po prawej stronie łóżka. Po lewej usiadł Roman patrząc na mnie pytającym wzrokiem. Kiwnęłam głową. A on rozłożył się wygodnie, położył tacę na kolanach i podał mi kubek. Rozmawialiśmy do końca wieczora. Po kąpaniu też siedzieliśmy długo. W końcu zamknęłam oczy i usnęłam. Miałam nadzieję, że to było znakiem, iż ma wrócić do siebie, choć polubiłam go.
            Obudziłam się w nocy. Zauważyłam, że drzwi są do niego otwarte. Chciałam pójść po cichu do kuchni po sok marchewkowy. Na palcach z bólem głowy skierowałam się do wyjścia. Otwierając usłyszałam jego głos i skrzywiłam się z uśmiechem:
-Dokąd to?- Zapytał po chwili znajdując się między mną a drzwiami.
-Czy Ty nigdy nie śpisz? Obserwujesz mnie?
-Może. Co chciałaś?
-Soku z marchwi- odparłam.
-Zaczekaj tu.- Wyszedł.
Po chwili pojawił się z sokiem i paczką ciastek maślanych. Usiadł obok mnie na łóżku
i przyglądał mi się jak piję i jem. W pewnym momencie odwrócił się ode mnie i zaczął się śmiać z bólem. Spojrzałam na niego.
-Co?
-Nie nic. Przypominasz mi charakterem kogoś i swoją energią. Nie wychodź, proszę. Dobranoc.
 Wypiłam, zjadłam i poszłam spać.
            Tak jak wczoraj tak minęły mi kolejne dwa tygodnie. Całe dnie spędzałam
z Romanem, gdy miał przerwę. Raz zajrzała do mnie Maja z lekcjami, ale jak zobaczyła mojego współlokatora, więcej się nie pojawiła. W tym też ją musiał wyręczyć. Czuliśmy się w swoim towarzystwie bardzo przyjemnie. Chodziliśmy ubrani na czarno i śmialiśmy się
z tych samych żartów. Byliśmy podobni a zarazem pod względem charakteru kontrastujący. On zachowywał zawsze idealny spokój natomiast ja szybko potrafiłam się zdenerwować. Całe dnie mijały szybko.
            W końcu doktor Delena pozwoliła mi iść do szkoły. Uradowana skierowałam się do klasy językowej, gdzie miałam angielski. Mój towarzysz już tam czekał. Siedział sam
w ostatniej ławce. Widziałam w jego oczach zachęcenie. Usiadłam a wszyscy spojrzeli się na mnie ze zdziwieniem. Lekcja się zaczęła. Weszła pani profesor i poprowadziła lekcję.
            Gdy ta się skończyła podbiegła do mnie Mimi, klasowa panienka.
-Czemu z nim siedzisz?- Zapytała.
-Bo tak. –Odpowiedziałam i ją wyminęłam.
-Chyba nie słyszałaś najświeższych plotek. Podobno zabił swoją dziewczynę jak się dowiedział, że go zdradziła z jakiś kolesiem. Potem również skrócił życie jemu. Będziesz następna!- Krzyknęła.
Ja w odpowiedzi tylko trzasnęłam drzwiami. Weszłam do naszego pokoju i zobaczyłam,
że Roman jak miał w zwyczaju stoi w oknie. Lekko pociągnął nosem, przetarł oczy
i nasłuchiwał moich ruchów. Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na barku.
-Ty płaczesz.
-Nie, coś mam tylko ze wzrokiem. Ta plaża jest piękna. Jak Twoje koleżanki? Stęskniły się?- Zapytał.
-Zaczepiła mnie Mimi i …- urwałam nie zdradzając jej gadki.
-I powiedziała Ci o mnie to, że rzekomo zabiłem swoją dziewczynę i tak dalej?
-Tak.
-To nie prawda, ale nie musisz mi wierzyć. – Odpowiedział smutno.
-Nie wierzę im. Powiesz mi jak było?
Spojrzał na mnie dziwnie. Powiedział donośne „Nie” i wyszedł trzaskając drzwiami.
            Kolejne dni były pod znakiem zapytania. Nie odzywał się do mnie, mimo,
że próbowałam nawiązać konwersację. Może cierpiał? Nie wiedziałam. Nie umiałam
go zmusić, aby mi powiedział. Przyjaźniliśmy się, ale chyba nie był gotowy. Wiem, że musiał czuć się z tym źle.
            Któregoś dnia siedzieliśmy cicho w ostatniej ławce na angielskim. Lekcja mijała
w spokoju jak każda inna. Notowałam notatki aż do klasy wbiegła dyrektorka i oznajmiła,
że jest problem. Na korytarzu obok naszej sali znaleziono martwą dziewczynę. Straciła
z organizmu większość krwi i miała rozcięte gardło. Gdy tylko usłyszała to Mimi głośno krzyknęła imię „Roman’’. Prawie cała klasa zaczęła się śmiać. Ten tylko z hałasem wstał
i wybiegł z klasy. Śmiech się wzmocnił. Natomiast,, moja ulubiona” koleżanka znalazła sobie kolejną ofiarę.
-No dalej Stacy! Biegnij za klasowym mordercą.
Spojrzałam na nią wyniośle i wyszłam za Romanem.
            Weszłam do pokoju i zajrzałam do niego. Leżał z zamkniętymi oczami tyłem do mnie. Usłyszał moją obecność, bo spiął ramiona, ale nie odezwał się słowem. Skierowałam się na jego łóżko. Położyłam i objęłam go prawą ręką. Nie odwrócił się do mnie, ale powiedział:
-Idź stąd. Uważaj, bo jeszcze Cię zabiję.
-Nie bądź głupi. Nie wierzę w to. Przestań ich słuchać.
-To nie ma znaczenia. Idź, proszę- Powiedział niemal błagalnie.
Podniosłam się energicznie, położyłam go na plecach i usiadłam na nim. Ręce wykręciłam mu w górę i przysunęłam się niemal dotykając jego ust.
-Powiesz mi to tu i teraz. Słucham.
-Od kiedy Cię stać na takie gesty?- Zapytał ze swoim uśmiechem.
-Nie zmieniaj tematu! Słucham!
Podniósł się, położył mi ręce na biodrach i zsunął na kolana. On spojrzał w okno i zaczął opowiadać.
            To wszystko, o czym plotkowała szkoła nie była prawdą a ja czułam to w duszy. On nigdy nikogo nie zabił. Była dość odwrotnie. Zakochał się w dziewczynie, do której podobne uczucie czuł inny chłopak. Rywalizowali przez lata, podczas, gdy ona zdecydowała, że chce Romana. Alex nie mógł się z tym pogodzić i wyzwał Romana na walkę. Dziewczyna nie mogąc patrzyć na to skoczyła z mostu.
            Po wysłuchaniu całej historii patrzyłam na niego zupełnie inaczej. Przekalkulowałam wszystko na swój rozum i przytuliłam go do siebie. On objął mnie równie mocno. Gdy usiedliśmy już obok siebie zaczęliśmy przyglądać się sobie nawzajem.
-Dziękuję, że nie wzięłaś mnie za mordercę.
-Nie ma, za co- dotknęłam jego policzka.
Przysunął się do mnie i pocałował lekko nie wiedząc czy może sobie na to pozwolić. Odpowiedziałam na jego gest podobnie.
            Gdy odsunął się ode mnie powiedział coś, co zaskoczyło mnie a zarazem zdenerwowało.
-Zapomniałem powiedzieć, że jestem upadłym aniołem. On był czarownikiem. A dziewczyna śmiertelniczką.
-Proszę Cię, nie wymyślaj bajek w tak poważnej sytuacji.
-Mówię prawdę. Istnieją takie postaci. A ty przed chwilą całowałaś jedną z nich.
-Po woli. Mówisz, że jesteś upadłym aniołem? To przed miłością do dziewczyny byłeś prawdziwym?
Odpowiedzią było tylko kiwnięcie głową.
            Energicznie zeskoczyłam z łóżka i spojrzałam na niego ze złością.
-Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć?
-Chciałem mieć pewność, że mogę Ci ufać. –Odparł zaskoczony moim gniewem.
-Spędziliśmy razem tyle czasu a Ty nie wiedziałeś, że możesz mi ufać?! Sądziłam, że się przyjaźnimy.
-Czekaj…
Wyskoczyłam z pokoju i pobiegłam na hol. Stała tam kanapa. Położyłam się na niej
i zaczęłam płakać. Ufałam w tej szkole dwóm osobom. Maja wystawiła mnie podczas choroby a Roman okłamywał mnie przez cały czas. Rozmyślałam nad wszystkim. Usłyszałam ciche kroki.
-Stacy, proszę.
-Odejdź stąd! Nie podchodź do mnie!- Krzyknęłam.
-Przepraszam.- Powiedział i poszedł do pokoju.
Płacząc tak usnęłam.
            Obudziłam się na tym samym miejscu, co wczoraj. Byłam tylko przykryta kocem. Widziałam wgniecenie w moich nogach. On tu był. Pilnował mnie przez całą noc.
Poszłam po cichu do swojego pokoju. Weszłam z niepokojem i jedyne, co zastałam to ciszę. Po kolei rozejrzałam się. Jego łóżko było ładnie pościelone a na nim leżała list. Podeszłam
i przeczytałam.
,,Koleżanko z sąsiedniego pokoju:
Kochana Stacy:
Droga Stacy:
Wiem, że masz mnie za potwora. Rozumiem Cię doskonale. Nie powiedziałem Tobie tego najważniejszego, kim jestem a ufałem Ci. Wiedziałem, że jako jedyna z tych wszystkich tutaj uczących się, zaufasz mi, że głoszone plotki nie będą miały dla Ciebie żadnego znaczenia. Dziwi mnie jedynie, czemu odebrałaś tą informację jak cios w serce. Przecież mogłem mieć małą tajemnicę. Nie, z resztą nie. Nie mogłem. Jesteś fantastyczną dziewczyną. Bardzo się do Ciebie przywiązałem, ale ostatnie wydarzenia kazały mi zmienić moje plany, które żywiłem wobec nas. Jeśli w ogóle byliśmy jacyś my. Musisz się jeszcze wiele nauczyć o takich istotach jak my. Zamierzam do Ciebie wrócić, jeśli tylko będziesz mnie chciała. Nie. Zamierzam do Ciebie wrócić i zrobić wszystko byś znowu mnie chciała. Na dzień dzisiejszy niestety musiałem opuścić ten pokój. Czułem się w nim naprawdę dobrze. Z Tobą. Są osoby, które nie tolerują takich jak my. Ścigają nas i zabijają. Jest tylko jeden sposób, by odzyskać spokój i wyruszyłem na poszukiwanie tego. Nawet jak nie będę przy Tobie, to będę Cię obserwował i chronił. Zaufaj mi i czekaj na mnie.
                                                                                             Z wyrazami miłości Roman”
                Stałam jak wryta. Patrzyłam się na kartkę papieru, która miała kilka skreśleń.  Postanowiłam ją schować głęboko w szafce.  Nie wiedziałam jak zareagować na te słowa. Głęboko w sercu chciałam, aby wrócił i był ze mną a z drugiej strony czułam do niego zawód za to kłamstwo.
            Dziś było zakończenie roku. Długiego roku, w którym się wiele zdarzyło. Wystarczyło odebrać świadectwo i wrócić na całe dwa miesiące do domu.  Czekałam cierpliwie, aż padnie moje nazwisko
z pośród sześćdziesięciu na moim poziomie.
            W końcu dostałam to, co upragnione. Oceny miałam pozytywne. Jak na to, co przeszłam rok szkolny skończyłam na czwórkach. Teraz pozostawało mi się spakować. Robiłam to w spokoju, gdy do mojego pokoju zapukała Maja:
-Hej, mogę?
-No cóż…tak, wejdź. Mam tylko chwilę, pośpiesz się. – Powiedziałam.
-Chciałam przeprosić za moje kilku miesięczne zachowanie i życzyć Ci udanych wakacji. Przepraszam.
            Spojrzałam na nią i przez głowę przebiegło mi masę uczuć. W końcu nie mogąc dłużej jej ignorować podbiegłam do niej i ją mocno przytuliłam.  Stałyśmy tak przez dziesięć minut. Następnie się rozstaliśmy.
            Po spakowaniu się zeszłam do samochodu i ruszyłam w długą trasę. Siedziałam cicho. Nikt nie chciał wspominać mojego wypadku.  Gdy prawie dojeżdżaliśmy do domu było już ciemno. 
W pewnym momencie przed maskę wyskoczyła sarna. Tata nie mogąc utrzymać kierownicy wpadł z samochodem do rowu. Znowu poczułam to nieprzyjemne uczucie. Ciemność.
            Obudziłam się znowu w pomieszczeniu pełnym bieli. Czułam tak zwane
déjà vu.
W tym samym momencie usłyszałam męski głos. I to nie był głos, który chciałabym usłyszeć po jakimkolwiek wybudzeniu.
-Dzień Dobry panno Stacy.- Odezwał się lekarz.
-Witam. Co się stało?
-Mamy dla Pani złe wieści. Była pani w półrocznej śpiączce po wypadku samochodowym. Cudem jest, że pani się wybudziła. Po wstępnych Badach mogę stwierdzić, że wszystko jest
w porządku. Po rehabilitacji zostanie pani wypisana. Reszta rodziny nie przeżyła. Przykro mi. Pogrzeb zaplanowała pani dalsza rodzina. Mogę złożyć z mojej strony głębokie kondolencje. Proszę odpoczywać.
            Te wszystkie informację przypłynęły do mnie w ciągu kilku minut. Nie wiedziałam, co zrobić. Wszystko, co miałam legło w gruzach. Cała moja rodzina zginęła w wypadku. Tylko ja przeżyłam. Cudem.
            Już wiedziałam, że była to sprawka Romana. Tylko, czemu pomógł mi a nie innym? Obserwował mnie i chronił. Tak jak obiecał. Jeszcze tylko nie dotrzymał jednej obietnicy. Nie wrócił do mnie. Miałam nadzieję, że to się zmieni.


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

To jest film, książka czy czyjeś opowiadanie?

Anonimowy pisze...

Opowiadanie, które wygrało konkurs fantasy ;)